publikacja 29.09.2025 10:46
A my? My na pustyni. Życie to czas próby. Czas kształtowania postaw i charakterów.
O co tu chodzi? Jak wspomniałem, Niewiasta cierpiąca bóle rodzenia to obrazowe przedstawienie czasów Starego Testamentu; ludu Bożego, który znosząc przeróżne przeciwności i cierpienia czeka na Mesjasza. Czeka na tego, o którym już po grzechu Adama i Ewy Bóg powiedział, że „zmiażdży głowę węża” (Rdz 3), pokona go. To, co teraz przedstawia Jan, to nic innego, jak... narodzenie, śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa. Absurdalne? Wcale nie. Przecież od samego początku diabeł chciał „pożreć”, Syna Maryi, prawda? Zabić albo inaczej zniweczyć Boże dzieło. Najpierw rękami zbirów Heroda. Potem, gdy Jezus zaczynał swoją działalność, po chrzcie w Jordanie, na pustyni, gdy próbował Go omamić sprytnie przedstawianymi pokusami. Usiłował skłonić Go, by odrzucił mające nam dać zbawienie posłuszeństwo Ojcu, a do panowania nad światem wybrał drogę na skróty – kamień zamienić w chleb, wystawiać na próbę Boga, oddać pokłon diabłu. Tylko nie będąc posłuszny Ojcu Jezus nie odwróciłby nieposłuszeństwa Adama; plan Boga zostałby zniweczony. Potem jeszcze widzimy diabła czyhającego na Jezusa w Nazarecie, gdy mieszkańcy tego miasta chcą Go (Jezusa) strącić w przepaść.... W końcu w Wielki Piątek, gdy posługując się ludźmi owładniętymi nienawiścią Smok doprowadził do śmierci Jezusa. Tylko że zaślepiony nienawiścią nie zauważył, że zabicie Jezusa nic nie da. Gorzej, że w ten sposób Jezus za posłuszeństwo Ojcu zapłacił najwyższą z możliwych cen: był posłuszny aż do śmierci. A Bóg Jezusa wskrzesił; On zmartwychwstał. Zaś czterdzieści dni później „Dziecię Niewiasty” zostało „porwane do Boga” ,Jezus wstąpił do nieba i zasiadł po prawicy Ojca...
Zauważmy jeszcze jedno: ten dotyczący Syna – Mężczyzny, czyli Jezusa Chrystusa zwrot: „wszystkie narody będzie pasł rózgą (albo laską) żelazną”. Czyli z wielką mocą, z całą surowością... Wzmianki o rózdze jako narzędziu Bożej kary możemy spotkać w Biblii kilka razy. „Żelazna rózga” występuje jednak w całej Biblii chyba tylko cztery razy. Trzy razy w Apokalipsie – w liście do Kościoła w Tiatyrze (Ap 2,27), w omawianym miejscu, a potem jeszcze, gdy Jan będzie widział „Pierwszą walkę zwycięskiego Słowa” – jak zatytułowano ten fragment Apokalipsy w Biblii Tysiąclecia. Tylko raz w innej księdze: w Psalmie 2 (w. 9), który zapowiada przyjście Mesjasza, sprawiedliwego Króla. Przytoczmy jego tekst, żeby lepiej uchwycić znaczenie tego zwrotu.
Dlaczego narody się buntują,
czemu ludy knują daremne zamysły?
Królowie ziemi powstają
i władcy spiskują wraz z nimi
przeciw Panu i przeciw Jego Pamazańcowi:
«Stargajmy Ich więzy
i odrzućmy od siebie Ich pęta!»
Śmieje się Ten, który mieszka w niebie,
Pan się z nich naigrawa,
a wtedy mówi do nich w swoim gniewie
i w swej zapalczywości ich trwoży:
«Przecież Ja ustanowiłem sobie króla
na Syjonie, świętej górze mojej».
Ogłoszę postanowienie Pana:
Powiedział do mnie:
«Tyś Synem moim,
Ja Ciebie dziś zrodziłem
Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo
i w posiadanie Twoje krańce ziemi.
Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić
i jak naczynie garncarza ich pokruszysz».
A teraz, królowie, zrozumcie,
nauczcie się, sędziowie ziemi!
Służcie Panu z bojaźnią
i Jego nogi ze drżeniem całujcie,
bo zapłonie gniewem i poginiecie w drodze,
gdyż gniew Jego prędko wybucha.
Szczęśliwi wszyscy, co w Nim szukają ucieczki.
Będzie rządził „rózgą żelazną” znaczy, że może wszystko i że jak chce, będzie swoją wolę przeprowadzał. Ludziom buntującym się przeciw Bogu może się wydawać, że się im udało, że osiągnęli swój cel. Jak diabłu, któremu mogło się wydawać, że skoro doprowadził do śmierci Jezusa, to plany Boże zostały zniweczone. Nic takiego. Właśnie ta Jego śmierć dała nam zbawienie... I tak samo jest z owymi buntującymi się przeciw Bogu ludźmi: może im się wydawać, że udało im się zniweczyć Boże plany. Nic bardziej mylnego: Bóg te ich plany przejrzał. I swoje tak do zmodyfikował, że i tak dopnie swego....
Ucieczka na pustynię
Dalej zaś w Apokalipsie czytamy:
A Niewiasta zbiegła na pustynię,
gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga,
aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni.
Lud Boży ucieka na pustynię... Skojarzenia? Przede wszystkim z czasem wyjścia Izraela z Egiptu. Pustynia, po której błąka się Izrael zanim, po czterdziestu latach, przekroczy Jordan i wejdzie do ziemi obiecanej to czas próby; to czas kształtowania postaw i charakteru Izraela. I jednocześnie jest to czas troskliwej opieki Boga nad swoim ludem – wyprowadza mu wodę ze skały, karmi manną i przepiórkami, walczy po jego stronie w bitwach z jego wrogami. Słowem: kształtuje go i nie pozwala mu zginąć. Z Niewiastą, ludem Bożym, który teraz, po wydarzeniu Jezusa Chrystusa śmiało można już nazwać Kościołem, jest podobnie. Żyjemy w czasie kształtowania naszych postaw, naszych charakterów. Jednocześnie jesteśmy otoczeni Bożą opieką: On w tym mało przyjaznym świecie nie pozwoli nam zginąć....
Piszącemu te słowa przychodzi na myśl jeszcze jedno skojarzenie: z historią proroka Eliasza. Zwłaszcza z epizodem, gdy po zwycięstwie nad pogańskimi prorokami ucieka przed gniewem Izebel (Jezabel) i zniechęcony kładzie się na pustyni, by umrzeć. A anioł Boży budzi go, karmi i każe iść do Bożej góry Horeb, gdzie Eliasz spotyka Boga w powiewie łagodnego wiatru (1Krl 19). Czas ucieczki, czas zniechęcenia, i kształtujące Eliasza spotkanie z Bogiem, po którym rusza dokończyć swoją misję...
Tak, żyjąc w tym świecie, Kościół żyje na pustyni. To czas próby. Kształtowania charakterów i postaw. Czas, w którym ma stawać się prawdziwie wierną Bogu wspólnotą uczniów. W tym czasie nic naprawdę złego go nie spotka. Jest pod szczególną Bożą opieką. On karmi go swoim słowem, karmi Eucharystią. Jak długo to potrwa? Jan pisze, że tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. Czyli czterdzieści dwa tygodnie albo trzy i pół roku. Już się z tym określeniem w Apokalipsie spotkaliśmy. W poprzednim rozdziale, gdy Jan zapowiadał, że poganie będą deptać Miasto Święte czterdzieści dwa miesiące i przez taki sam czas „dwaj świadkowie” (czyli, jak tłumaczyłem, Kościół) będą z mocą świadczyć o Chrystusie. Te czasy są tożsame: czas deptania Izraela (czyli czas jego odstępstwa), czas składania świadectwa i czas próby. Powtórzmy pytanie: jak długo to potrwa? Trzy i pół to połowo siódemki; połowa „doskonałości”. Nie potrafimy powiedzieć dokładnie ile lat. Ale to czas przejściowy. Wcześniej czy później minie.
My czy jednak Bóg?
Dalej.... Ta scena na tym się nie kończy. W dalszej części tego rozdziału znajdujemy ważne dopowiedzenie do tego, o czym mowa była w tym odcinku cyklu. Ale miejmy nad sobą litość; nie wszystko na raz. Teraz jeszcze tylko jedno: gdzie w tym wszystkim my, chrześcijanie XXI wieku, żyjący w takim, a nie innym świecie, ze wszystkimi swoimi problemami i bolączkami?
Przedstawiony przez Jana obraz Niewiasty, Smoka i Syna porwanego do Boga każe nam po raz kolejny inaczej spojrzeć na nasze, Kościoła miejsce w świecie. Jak często stawiamy sprawy? Trzeba zrobić to a to, Bóg nam pomoże. Troszczymy się więc na przykład o katechizację, o działalność charytatywną, o misje, o budowę kościołów, szkoły katolickie i wiele innych. My się troszczymy, Bóg ma pomóc. Tymczasem powinno być dokładnie odwrotnie: Bóg działa, my Mu pomagamy. W praktyce codziennych naszych wysiłków to niczego istotnego nie zmienia. Zmienia się tylko nasze nastawienie. Gdy niewiele się udaje, pomaga ono nie zniechęcać się, a żyć nadzieją: to nie my tworzymy Bogu jakieś dzieło, ale raczej On swoje dzieło tworzy, a my w tylko w jego staraniach uczestniczymy. Tak, On jest reżyserem, my aktorami, nie odwrotnie. On jest tym pasterzem pasącym ludy rózgą żelazną, nie my.
A my? Naszym zadaniem jest pamiętać, że żyjemy na pustyni; że to czas próby, czas kształtowania naszych postaw i charakterów. Czas, w którym to przede wszystkim my sami musimy dorastać do bycia uczniami Jezusa. Kiedy zaś przychodzi nam się na naszej drodze wiary ścierać z różnymi przeciwnościami – własną słabością, własnymi wątpliwościami, bólem spowodowanym obojętnością na Chrystusa naszych bliskich i wieloma innymi – pamiętajmy, że uczestniczymy w walce. Nie przeciw ludziom. Walce ze Smokiem, który – jak to zobaczymy wkrótce – robi wszystko, by zniszczyć inne dzieci Niewiasty, Ludu Bożego. Tak, to przeciwnik przez nas, słabych ludzi, nie do pokonania. Ale nie jesteśmy sami.