Jestem jedną z tysięcy osób przed komputerem, jedną w jakimś punkcie kraju. Czytam samotnie i chce mi się płakać. Czytam historię Mojżesza jak romansidło - oderwane od życia opowiadanie, które dzieje się w sferze niespełnionych marzeń, utopii. Ale, kurde tak nie jest!!! To Słowo Boga, to prawda i życie, realne jak mój oddech, obowiązki, ludzie, jedzenie, szum zza okna. Tylko dlaczego mi się wydaje, że to utopia, bajka, że moje życie się nie zmieni, że nie jestem Mojżeszem... Co zrobić by znaleźć ten krzak? Dlaczego go nie widzę, dlaczego nie słyszę Boga, dlaczego nic się nie zmienia???
Cykorio, podobnie jak ty czytałam to prawdziwe Boże Słowo, które nijak się ma do mojego życia - to rozważanie napisałam chyba najbardziej dla mnie samej. Jestem w sytuacji Mojżesza w kraju Madianitów - jednym słowem trudnej, mimo Bożych obietnic. Dlatego życzę ci - i sobie - wytrwałości i odwagi. Im bardziej życie uwiera, tym usilniej trzeba paść swoje owce i się rozglądać, nie?...
Racja. Też doświadczam tego paradoksu - emocje krzyczą, serce pełne zniechęcenia, duchowego zmęczenia, często powracają pytania "po co...". a mimo to jest pewność (choć często slepa) "i tu jest Boże kochanie". Ludziom, którzy wierzą nie jest łatwiej. Guzik, wiara, to cudowny wysiłek, cudowne zmęczenie, swiadomosc, że chociaż po prostu jest mi niedobrze od tego wszystkiego - to po prostu ufam. Za Chiny nie rozumiem, ale ufam. Wiem, że On wie, choć doprawdy nie wiem.