tempera na desce, ok. 1475, kościół św. Jana Chrzciciela, Dortmund
Niełatwo jest być przyjacielem cierpiącego, przebywać wśród utrudzonych. Czasami widzimy jak ktoś, działając w dobrej wierze, tylko dołożył nam ciężaru.
A gdyby tak przed nami stanął anioł, albo też gdybyśmy usłyszeli potężny głos jakiegoś archanioła? Prawdopodobnie coś by w nas drgnęło, choćby ciekawość...
Nie każde trudne doświadczenie, które staje się naszym udziałem, zalicza nas do tych, którzy są przygnieceni bólem jak Hiob i „śmierci czekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu w roli.."
Umiera mąż, wyjeżdża dziecko, tracimy pracę, powódź niszczy nam dom, choroba odbiera siły... I nagle po stronie „mam” nic nie jest już pewne ani oczywiste.
Musimy odrzucić to, co fałszywe – pozorny spokój, mniemanie, że w sprawach ducha wolno nam poprzestać na tym, co mamy.
Z popełnionych w młodości głupstw nie tylko zdamy rachunek przed Bogiem, ale często konsekwencje tych uczynków będą za nami szły już do końca życia. Ta świadomość może przygnębić, może przerazić.
Może się zdarzyć i tak, że człowiek zagustuje w smutku, rozpaczy, że przylgnie do nich jego serce i nie będzie się już umiał cieszyć w chwilach szczęścia i pomyślności.
Nawet, gdy mamy problemy, kłopoty, gdy cierpimy, gdy jest nam źle, nawet wówczas tak naprawdę nasza sytuacja będzie wyjątkowa tylko dla nas, nie dla innych.
Jak ocenić słowa, wypowiedzi? Jak uznać, które niosą prawdę, a które niosą fałsz? Jak poznać, które przyjąć, a które odrzucić? Skąd czerpać wiedzę o prawdzie swoich własnych słów?