publikacja 19.12.2013 12:18
Garść uwag do czytań na IV niedzielę Adwentu roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Dlaczego w takim dniu to akurat czytanie? Pewnie z powodu owego podkreślenia kim jest Jezus. Według ciała – potomek Dawida. Paweł tym jednym lapidarnym stwierdzeniem włącza Jezusa w całą bogatą tradycję mesjańskich oczekiwań Starego Testamentu. Obietnicy danej kiedyś samemu Dawidowi, ale i tej o którym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, danej jego potomkowi, apostacie Achazowi. Izrael ciągle czekał na Mesjasza z rodu Dawida. Jezus był z rodu Dawida – pisze święty Paweł. Ale jednocześnie nie jest On tylko potomkiem Dawida. Sam Jezus zwrócił zresztą na to uwagę, gdy zagadnął uczniów o Dawidowy psalm rozpoczynający się od słów „Rzekł Pan do Pana mego” (Mt 41, 46) i tłumacząc, że skoro Dawid nazywa Mesjasza swoim Panem, to nie może on być tylko jego potomkiem. Musi być kimś nieskończenie większym. A że Jezus faktycznie był kimś nieskończenie więcej niż tylko potomkiem króla – pisze św. Paweł – pokazało Jego zmartwychwstanie. Będąc potomkiem Dawida Jezus jest prawdziwym Synem Bożym.
Jeśli Paweł jest apostołem, a adresaci listu „umiłowani przez Boga”, „powołani” i „święci” to właśnie przez Niego...
Zwróćmy jednak jeszcze uwagę na parę szczegółów. Mniejsza o coś, co miało znaczenie w czasach gdy żył Paweł, a nie ma dziś, gdy wszyscy już nazywamy Pawła apostołem, choć nie był jednym z Dwunastu; że Paweł dwa razy podkreśla to swoje apostolskie powołanie. Dlaczego Paweł pisze, że pochodzący według ciała z rodu Dawida Jezus dopiero przez powstanie z martwych zostaje ustanowionym pełnym mocy Synem Bożym? Nie był Synem Bożym od dnia narodzin, czy wręcz od dnia poczęcia? Trzeba prawidłowo położyć tu akcent. Nie na "Syn Boży", ale na "pełen mocy".
Jezus Chrystus był i jest Bogiem od dnia narodzin (czy poczęcia). Będąc prawdziwym Bogiem stał się jednocześnie prawdziwym człowiekiem. Jak to ujęto na soborze w Chalcedonie w jednej osobie Jezusa Chrystusa zjednoczyła się w pełni natura boska i ludzka; odwiecznie żyjący Syn Boży, nie przestając być Bogiem przyjął na siebie pełne człowieczeństwo. Dla sobie współczesnych był zwykłym człowiekiem. Choć sygnalizował, ze jest kimś więcej nawet Jego uczniowie chyba nie bardzo to rozumieli. Dopiero Jego zmartwychwstanie, a potem wniebowstąpienie, o którym zasiadł po prawicy Ojca pokazały jego uczniom, kim jest naprawdę. To "ustanowienie pełnym chwały Synem Bożym" trzeba rozumieć jako uroczysta proklamację tego faktu.
Nie sposób nie zauważyć jednak w tym czytaniu jeszcze jednego: tego nazwania chrześcijan "przez Boga umiłowanymi", "powołanymi świętymi". Chybna dość często wydaje się dziś chrześcijanom, zwłaszcza katolikom, że ta Boża miłość, o której mnóstwo się mówi jest mocno warunkowa. Bóg kocha, jeśli jestem "grzeczny", obraża się i odwraca ode mnie, gdy grzeszę. Mówimy przecież, że grzech ciężki niszczy przyjaźń z Bogiem, prawda? A skoro nam samym po grzechu dalej na Bogu zależy, to widać On się obraził... Nie przekonuje serca tłumaczenie, że to ja się tym grzechem od Boga odwróciłem, nie On ode mnie... Ten tekst jest przypomnieniem: chrześcijanie, jacy by nie byli, są przez Boga umiłowani. On ich wybrał powołał, On dal im łaskę wiary, łaskę bycia blisko Niego, czyli.. świętości. Nie tak? Być może nad niejednym Bóg płacze, ale kochać nie przestaje... Ta świadomość chrześcijan, że są Bożymi wybrańcami bardzo często przewija się przez nowotestamentalne teksty. Szkoda, że dziś często to poczucie u wielu zanika. Bo, słyszą, Bóg kocha "wszystkich". A skoro mocniej zagubione owce, zagubione drachmy czy synów marnotrawnych, to widać ja się dla Niego niespecjalnie liczę; mnie już ma; Co najwyżej się zirytuje..
3. Kontekst Ewangelii Mt 1,18-24
Tekst pierwszego czytania tej niedzieli pochodzi z początku Ewangelii Mateusza. Jej dwa pierwsze rozdziały to tzw. Ewangelia dzieciństwa. Ma ona pokazać małego Jezusa jako tego, w którym wypełniają się proroctwa Starego Testamentu. Rozpoczyna ją rodowód Jezusa, w którym jest On ukazany jako prawdziwy Izraelita, potomek Abrahama, potomek króla Dawida... A potem Ewangelista rysuje 5 scen z Jego dzieciństwa i do każdej dopasowuje jedno z proroctw. Taki też jest sens historii przedstawionej w Ewangelii tej niedzieli.
4. Warto zauważyć
Dla wygody czytelników przytoczmy najpierw tekst Ewangelii.
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy ”Bóg z nami”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.