Nie bój się. Nie słuchaj ich zarzutów, nie cofaj się, nie trać wiary. Dobrze zrobiłeś, prosząc mnie o pomoc. Chodź.
Do ziaren już zasianych dodawaj. Nie bój się. Nowe ziarno nie zagłuszy już wzrastającego. Tylko złe może zagłuszyć. Dodawaj ziaren.
Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan.
Bóg, który wchodzi do łodzi naszego życia. Ot tak, po prostu. Pojawia się, a przerażonym swoją grzesznością ludziom mówi: Nie bój się. Twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech.
Gdy Archanioł oznajmił: „Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan” (Łk 1,13), wszystko zostało między Archaniołem i Zachariaszem.
Ze strachu Ewy i Adama zrodziła się w nich decyzja: "Nie możemy ufać Bogu. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce". Po grzechu lęk stał się paraliżujący.
Ludzkości układało się całkiem dobrze wzajemne współżycie, dopóki pewien brodacz nie wybrał się na wycieczkę wysokogórską i powrócił z niej z dwiema tablicami kamiennymi pod pachą...
Elżbieta i Zachariasz, szczęśliwi rodzice św. Jana Chrzciciela, nie są głównymi bohaterami obrazu.
W Piśmie Świętym słowa "nie lękaj się", pojawiają się trzysta sześćdziesiąt pięć razy, jakby Bóg chciał już przez sam ten fakt uświadomić człowiekowi, że Jego Opatrzność towarzyszy mu każdego dnia.
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Nie pędzi on dni jak najemnik? – te pytania postawił swym rozmówcom biblijny Hiob.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...
Rozumem nie potrafimy ogarnąć istoty Boga. Wiemy za to, rozumiemy, kim jest dla nas, jaki jest dla nas.
Garść uwag do czytań na święto Matki Kościoła z cyklu „Biblijne konteksty”.
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.