Na współczesnym polu walki – myślę że nieprzerwanie jest tak od wieków – ważną rzeczą jest obserwacja.
Wielkie rzeczy czasem rozpoczynają się od… łez.
Bogu do zdziałania wielkich rzeczy wystarczy słowo albo dotknięcie Jego szat. Człowiek nad byle czym musi się napracować. Ważna różnica. Powinienem o niej pamiętać, gdy znów przyjdzie mi do głowy, że wystarczy powiedzieć komuś „zrób to” a już samo szybko się zrobi.
Pokazać na ekranie tak wielką (największą w dziejach ludzkości?) przemianę, nie jest rzeczą łatwą.
Zanim Jezus zaczął ich rozsyłać, najpierw przywołał ich do siebie. To ważne.
W myśli grecko-rzymskiego antyku ważną ideą był los. Nic nie można było zmienić, bo tak zostało to wcześniej przewidziane i ustalone.
Chrystus demaskuje postawę swoich przeciwników kilkoma ważnymi określeniami, które św. Mateusz zapisał po grecku.
Rzecz nie idzie o motyw samotworzącej się historii z możliwie nieskończoną ilością zakończeń ze znanego filmu Wolfganga Petersena sprzed niemal trzydziestu lat, którego bohaterem był Bastian, nieśmiały jedenastolatek. Sprawa dotyczy innego, wciąż wracającego w ludzkiej historii motywu wdzięczności i batalii o prawdę.
Kreśląc prawdziwą historię Jezusa Chrystusa, autorowi trzeciej Ewangelii przyświecają również ważne cele teologiczne.
Ten nakręcony w 1974 roku mini-serial także i dziś robi wrażenie. Szczególnie od momentu, gdy na ekranie pojawia się Burt Lancaster. Rzecz jasna w tytułowej roli.
Przecież słabi jesteśmy.
Bez niego cóż jest? "Jedno cierń i nędze".
Garść uwag na do czytań na niedzielę Zesłania Ducha Świętego, rok B z cyklu „Biblijne konteksty”
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.