W Księdze Psalmów czytam: "Obracasz w proch człowieka". Mocna skarga. Przemijanie - to nasz los.
Kiedyś w zakrystii przy ćwiczeniu Psalmu 90 (89) rozpłakała mi się mała Wioleta. Dlaczego? Bo ten psalm taki smutny - usłyszałem.
Jasne, przemijanie jest smutne. Niepowrotne przemijanie. I ta więdnąca trawa. I ten proch, jak w Popielec.
Mądry ten, kto zamiast płakać czy się buntować, będzie dobrze liczył dni życia. Każdy dzień dobrem wypełnić - czy to nie radość?
Radość wysiłku, który zostawia ślady w świecie, w ludzkich sercach. Wysiłku „pracy rąk naszych”, którym nie tylko budujemy przemijający świat, ale mamy udział w niepojętym dziele stworzenia. Bo z naszej przemijalności Bóg tworzy ostateczny kształt zamierzonego przez siebie wszechświata.
Czy zatem Bóg nas i naszego wysiłku potrzebuje? Oczywiście. „Czyńcie sobie ziemię poddaną” - pamiętam Boży program i nakaz.
Teraz potrafimy już nie tylko rów kopać i ziemię nawadniać. Gwiazd sięgamy. Byleśmy dobra z oczu nie stracili. Dlatego „dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami!”.