Psalm 95 (94) od wieków rozpoczyna codzienną modlitwę Kościoła w klasztorach, opactwach, w modlitwie brewiarzowej kapłanów i świeckich.
„Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu!” Radość! Żywiołowa, niemieszcząca się w sercu, każąca dzielić się z innymi radość.
Stanąć przed Jego obliczem, zgiąć przed Nim kolana, nawet twarzą do ziemi upaść przed Bogiem. To nie ujma, to nie poniżenie - to eksplozja wiary, to siła nadziei, to wreszcie wyznanie miłości. I nie mówcie mi, że to jakieś górnolotne frazesy teologów i smętnych mnichów.
Jeśliby w tej pieśni nie było prawdziwej, a zarazem zwyczajnej ludzkiej radości, nie byłaby codzienną modlitwą tysięcy ludzi od trzech prawie tysiącleci. W jej treści jest wszelako dopełnienie, które może wydać się zgrzytem. Przypomnienie buntu Hebrajczyków w drodze przez pustynię ku wolności. I te dwie nazwy: Meriba i Massa, co znaczy: kłótnia i kuszenie.
To z Bogiem się kłócili i Jego na próbę wystawiali. Tu kończy się radość, a zaczyna grzech. Bo najbardziej nawet rozradowany Bogiem człowiek jest człowiekiem grzesznym, często zbuntowanym, nieraz wątpiącym.
Ale następny dzień nieodmiennie zacznie od okrzyku uwielbienia Boga.
Garść uwag do czytań na IV niedzielę wielkanocną roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Czuli, że to Duch Święty chce, by stanęli pośrodku miasta i głośno czytali słowo Boże.