Miłosierny Samarytanin

Vincent van Gogh kopiował niektóre dzieła Delacroix. Jedną z najbardziej znanych kopii jest przypuszczalnie prezentacja Miłosiernego Samarytanina.

Wrócił do rodzicielskiego domu w depresji. Młodszy Theo chcąc wesprzeć załamanego brata, ofiarował mu pewną sumę pieniędzy, która wystarczyła, by Vincent powrócił do Borinage, do swoich biedaków. Pieniądze szybko się skończyły, więc rysujący coraz więcej Vincent wraca do rodziców. Tam zakochuje się nieszczęśliwie w owdowiałej kuzynce, a później, pod pretekstem opuszczenia nabożeństwa, zostaje wyrzucony z domu przez ojca.

Schronienie znalazł w Hadze. Włócząc się wieczorami po barach, poznaje sprzątaczkę i kurtyzanę zarazem. Znów odzywają się w nim instynkty samarytańskie. Zamieszkuje ze Sien, by opiekować się jej dziećmi. Kobieta jednak nie zamierza chronić się pod opiekuńcze skrzydła malarza z pustą kieszenią. Vincent pozostaje sam. Ma 29 lat.

W marcu 1886 roku przyjeżdża do Paryża, by systematycznie uczyć się malarstwa. Tam poznaje hrabiego Henri de Toulouse-Lautrec, z którym się zaprzyjaźnia. Tam poznaje też świat impresjonistów, których działa zachwycają go. Na zapleczu galerii, w której pracował, gromadzi obrazy Moneta, Pissara, Sisleya czy Degasa. W dwa lata później przyjeżdża do Arles, gdzie poznaje Gaugina. Dobrze zapowiadająca się współpraca, a nawet przyjaźń, zostaje przekreślona przez kłótnie przy sprowadzanych dla rozrywki kobietach i absyncie.

Pewnego wieczoru Vincent rzuca szklanką w twarz przyjaciela, następnie wyrusza za nim z brzytwą. W chwilę później sprawia dość kłopotliwy prezent swojej przyjaciółce: ofiarowuje jej starannie zamknięty w kopercie kawałek własnego ucha, który wcześniej odciął. Było to w wigilię 1888 roku.

Rachel, przyzwyczajona do innego rodzaju prezentów choinkowych, traci przytomność, a Vincent staje się pacjentem zakładu dla obłąkanych. Niedługo po tym wydarzeniu maluje autoportret z obciętym uchem i traci ostatnie pieniądze. Samowolnie porzuca leczenie; wyjeżdża do Paryża i tam, 29 lipca 1890 roku, w pobliżu zamku w Auvers strzela sobie w serce.

Jeśli kiedykolwiek van Gogh okazał się Samarytaninem, to raczej nie dla nędznych górników, owdowiałej kuzynki czy kurtyzany samotnie wychowującej dzieci. Okazał się Samarytaninem dla przyszłych pokoleń, dla umysłów i oczu wrażliwych, które patrząc na jego malarstwo, wznoszą swą myśl ku dobru i pięknu.

***

Powyższy tekst jest wykładem pochodzącym ze strony www.biblicum.pl.

Miłosierny Samarytanin  

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg