Vincent van Gogh kopiował niektóre dzieła Delacroix. Jedną z najbardziej znanych kopii jest przypuszczalnie prezentacja Miłosiernego Samarytanina.
W czasie, gdy malował Samarytanina, zachwycony był pastelowymi kolorami, zwłaszcza żółtym. Pisał wówczas: „Słońce, światło, z braku lepszych określeń muszę używać słowa żółty, żółty bladosiarczany, żółtocytrynowy, bladozłoty. Jakże piękny jest żółty”. Takim właśnie światłem przeniknięte jest jego dzieło.
Samarytanin, w charakterystycznym dla siebie czerwonym turbanie, z wysiłkiem unosi poturbowanego biedaka, którego twarz przenika dreszcz bólu. Dwaj wrogowie zwarli się w przyjacielskim uścisku. Życie jednego jest całkowicie na łasce drugiego. A wszystko to w scenerii, w której piasek pustyni miesza się ze stalą nieba.
Van Gogh znał niemal na pamięć ewangeliczną przypowieść już jako dziecko. Zadbał o to jego ojciec Theodorus, kalwiński pastor. Opowieści biblijne, bohaterowie rodem z Pisma Świętego, wydarzenia z życia Jezusa były częstym tematem domowych spotkań, w których uczestniczyła cała piątka rodzeństwa.
Choć Vincent jako młody człowiek zatrudnił się w renomowanej galerii - antykwariacie Goupila w Hadze, a potem szybko awansował do oddziałów filialnych w Londynie i Paryżu, już wtedy odczuł w sobie powołanie Samarytanina. „Chcę zostać pastorem. Chcę pocieszać biedaków” - mówił.
Biegła znajomość angielskiego i francuskiego nie została dobrze wykorzystana na studiach teologicznych, które przerwał po dwóch latach. Pchany szlachetnym impulsem osiedlił się w belgijskim zagłębiu węglowym Borinage, wśród nędzarzy. Pisał w liście do brata: „Są szczęśliwi, gdy w kaskach z lampkami zjeżdżają do szybów. Oddają się Bogu w opiekę, a On widzi ich pracę i czuwa nad nimi”.
Zabrał się ochoczo za nauczanie dzieci. Lekcje czytania, pisania, katechizmu, pielęgnacja chorych - wszystko to przynosiło mu dużą satysfakcję. Wśród biedoty pragnął realizować swe samarytańskie zapędy. O dziwo jednak, gmina protestancka, dla której pracował, nie przedłużyła mu umowy kaznodziejskiej.
Van Gogh załamuje się. Odchodzi od Kościoła nie tylko dlatego, że pozowanie do jego obrazów uznane zostało za niemoralne, ale również dlatego, że przejął się myślą Victora Hugo. Komentując swój obraz "Cmentarz chrześcijański", powie: „Te ruiny pokazują jak, mimo solidnych podstaw, robaki toczą wiarę i religię. Religie przemijają, Bóg trwa”.