Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Garść uwag do czytań na III niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
O czym są czytania III niedzieli zwykłej roku B? Mogłoby się wydawać, że o tym, co przed tygodniem: o powołaniu. Bo owszem, też. Ale chyba przede wszystkim o wypełniającym się czasie oczekiwania na spełnienie Bożych zapowiedzi. I konieczności sensownego przygotowania się na ten dzień. Złości nas, gdy politycy widząc zagrożenie u naszych granic najpierw zwlekają z decyzjami, a potem podjęcie konkretnych działań zapowiadają na czas dość odległy. Tymczasem być może jesteśmy do nich podobni.
1. Kontekst pierwszego czytania Jon 3,1-5.10
Hmm... Jak by tu zacząć... Może tak: prorok Jonasz żył w VIII wieku przed Chrystusem. Za czasów izraelskiego króla Jeroboama. Wspomniano o nim nawet w 2 Księdze Królewskiej (14, 25). Tyle że księga nosząca jego imię, inaczej niż to jest to w przypadku innych proroków, nie zawiera ani jednego jego proroctwa. Jest raczej krótkim opowiadaniem o jednym epizodzie z jego życia. Co więcej, problem który wydaje się w niej najważniejszy – stosunek Boga do pogan – i pewne cechy językowe (arameizmy) zdają się wskazywać, że powstała znacznie później. Już po niewoli babilońskiej (czyli w VI - V w. przed Chrystusem). Owszem, być może kanwą jej opowieści była jakaś istniejąca już w przekazie ustnym historia, ale....
Nie znaczy to oczywiście, że Księga Jonasza nie ma żadnej wartości. Trzeba na nią jednak chyba spojrzeć inaczej. Nie jak na przekaz mocnych faktów. Raczej jak na opowiadanie mądrościowe (do których zaliczyć można np. legendy), w którym nie fakty są najważniejsze, ale płynące z opowiadania przesłanie. A to w księdze Jonasza jest ewidentne. Powygnaniowemu Izraelowi, który powoli zamyka się w nacjonalizmie autor księgi przypomina, że choć Izrael jest narodem wybranym, to Boga interesuje jednak też los innych ludzi.
Przypomnijmy, Jonasz słysząc, że ma swoja misję pełnić w pogańskiej (!) Niniwie zaczyna uciekać przed Bogiem. Bóg jednak odnajduje go. Na morzu. I wrzuconego do wody ratuje dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności z wielką rybą, która najpierw go połyka, a potem wyrzuca na ląd. Jonasz rad nierad idzie więc do Niniwy i spełnia swoja misję. O tym słyszymy w pierwszym czytaniu tej niedzieli. I dowiadujemy się, o zgrozo, że mieszkańcy Niniwy się nawracają! Wizerunek proroka, przynajmniej w jego własnych oczach, rozsypuje się w gruzy. Nie dość, że posłany został do pogan, to jeszcze go posłuchali i z jego groźnych zapowiedzi nic nie wyszło. A scena, gdy prorok boleje nad krzaczkiem który usycha, a Bóg tłumaczy mu, że znacznie bardziej niż krzaka było mu żal żywych ludzi, to na pewno jedna z piękniejszych scen Starego Testamentu....
Przytoczmy treść całego, krótkiego przecież trzeciego rozdziału tej księgi. Tekst czytania pogrubioną czcionką.
Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan. Niniwa była miastem bardzo rozległym - na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona». I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. Doszła ta sprawa do króla Niniwy. Wstał więc z tronu, zdjął z siebie płaszcz, oblókł się w wór i siadł na popiele. Z rozkazu króla i jego dostojników zarządzono i ogłoszono w Niniwie co następuje: «Ludzie i zwierzęta, bydło i trzoda niech nic nie jedzą, niech się nie pasą i wody nie piją. Niech obloką się w wory - <ludzie i zwierzęta> - niech żarliwie wołają do Boga! Niech każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą [popełnia] swoimi rękami. Kto wie, może się odwróci i ulituje Bóg, odstąpi od zapalczywości swego gniewu, a nie zginiemy?» Zobaczył Bóg czyny ich, że odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej.
Przesłanie tej sceny jest chyba oczywiste. Bóg jest łaskawy, nie chce niczyjej zagłady. Gdy widzi jak grzesznik pokutuje, potrafi odwołać swoje wyroki i oddalić karę, którą zamyślał na kogoś zesłać. No bo skoro ktoś już się nawrócił, to jaki sens miałaby kara? Byłaby tylko zemstą. A przecież Bóg nie jest mściwy. Zależy mu na człowieku. Chce by wiódł dobre, uczciwe życie. Boża kara obmyślona jest w ten sposób, by prowadziła człowieka do nawrócenia. Ale gdy Bóg widzi, że karanie nie jest już potrzebne, chętnie od niego odstępuje...
Jeśli więc człowiek chce uniknąć Bożej kary, musi sporządnieć. Musi zerwać ze złem i żyć wedle tego, czego od człowieka wymaga Bóg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |