Zrozumieć język Boga

Pismo Święte można czytać wielorako: aby się czegoś dowiedzieć, aby otrzymać duchową wskazówkę, znaleźć podporę dla teologicznych rozważań, z ciekawości lub – jak egzegeci – żeby zbadać jego strukturę literacką i historyczną.

Od moich braci w Paryżu dostałem przed wyjazdem żywy prezent – papugę, ma na imię Ziuta. Nigdy nie uczyłem jej mówić i nie zamierzam, bo uważam, że to krzywda dla zwierzęcia i męka dla właściciela.

Ziuta sama zaczęła mówić „Cześć”, bo za każdym razem kiedy się rano widzieliśmy, witałem ją w ten sposób. Ale to jest mój język, a co z jej językiem?

Otóż bacznie obserwując, nauczyłem się kilku jej „słów”. Zrozumiałem na przykład, że kiedy patrzy na mnie i kiwa głową w górę, w dół wielokrotnie, to znaczy „chcę iść do ciebie” albo „podejdź do mnie”. Sprawdziłem to, ona w ten sposób naprawdę mnie przywołuje. Albo inny znak. Kiedy do klatki zbliża się ktoś, kogo się nie boi, to podwiesza się pazurkami u górnych prętów i ogląda delikwenta do góry nogami, pokazując brzuszek – taki gest uwagi i zaufania. Łatwo też odróżniam, kiedy jej krzyk oznacza strach, a kiedy mruczy z zadowolenia. Ogromnie się cieszę, że pojąłem język papugi. Ja zresztą też czegoś ją nauczyłem. Fruwać.

Wiem, że nie wyglądam na takiego, co potrafi latać, ale nauczyłem. Ona była wychowana na ręku, zawsze w klatce, nigdy nie latała, a jak wiadomo, dobrze jest, kiedy ptak potrafi podfrunąć. Postanowiłem ją tego nauczyć: posadziłem na łóżku, odszedłem kilka kroków i wołam ją. No więc ona zaczyna chodzić po brzegu łóżka, próbuje się zsuwać po kocu na podłogę, ale się boi, więc biega i piszczy. Widząc, że ma kłopot ze startem, mówię do niej „frrr”, przyjrzała mi się bacznie, ja dalej „frrr, frrr” – nic. Wtedy skrzyżowałem ręce i zacząłem nimi machać, naśladując ruch skrzydeł i powtarzając to moje „frrr”.

Za dziesiątym bodaj razem Ziuta nagle zaczęła rozkładać skrzydła, więc ja dalej macham intensywnie, że tak, że o to chodzi, że dobra część ciała została poruszona. I nagle, za kolejnym „frrr”, poszybowała, a najśmieszniejsze było to, że zaskoczona nie wiedziała, jak ma wylądować, więc oczywiście klapnęła na podłogę. Myślę: „Zabiłem ptaka”. Podniosłem ją – roztrzęsioną, ale żywą – i kiedy następnym razem frunęła, wystawiłem rękę i ona na niej usiadła. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że nasza onomatopeja „frrr” i kilka gestów mogą stanowić jakąś nić porozumienia ze zwierzęciem.

W podobny sposób, toutes proportions gardées, muszę się zachowywać, kiedy przystępuję do modlitwy. Jeśli mam Boga usłyszeć, to muszę spróbować zrozumieć – choć trochę – język, jakim On do mnie przemawia. A On przecież jest tak bardzo inny ode mnie. Inny, to znaczy święty.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama