Jeśli Bóg nie potępia człowieka, to dlaczego człowiek potępia kogoś tylko dlatego, że grzeszy inaczej niż on sam?
Na wstępie przywołam historię z życia wziętą, aby pokazać w ten sposób, że to, o czym mówił Chrystus nie jest martwą literą, ale słowem, które żyje w naszej codzienności, jeśli mu na to pozwolimy.
Kilka dni temu jeden ze znajomych księży wspominał jak wyglądał u niego czas świątecznej spowiedzi. Opowiadał, że tak naprawdę ludzie nie przychodzili do niego, ale do Chrystusa, a Boży przypadek sprawiał, że to akurat on siedział w konfesjonale.
Był to czas wytężonej pracy i ogromnej radości, że tyle osób pragnęło, aby ich dusza wróciła na właściwe, Boże tory, więc przychodzili, klękali, wyznawali grzechy i doświadczali Bożego miłosierdzia, Bożego przebaczenia. Po wysłuchaniu opowieści spowiednika przedstawiam mu swój punkt widzenia: „tego ludzkiego chcenia poprawy, chcenia zmiany w swoim życiu Bóg chwyta się kurczowo i odpowiada … miłosierdziem. Konfesjonał to miejsce, w którym Bóg okazuje człowiekowi swoją czułość, sakrament pokuty i pojednania to sakrament, w którym Stwórca objawia stworzeniu swoją miłość”.
Naszej rozmowie przysłuchiwała się pewna nieznajoma kobieta, która jak się okazało, wiele lat nie była w kościele. Dlaczego ? Bo obraz kościoła, jaki jej przedstawiano pokazywał miejsce, do którego grzesznicy nie mają wstępu. „Jak można wierzyć w Boga, być Jego dzieckiem, a jednocześnie grzeszyć i być dzieckiem Szatana?” – słyszała. „Jeśli popełniłaś grzech nie możesz stanąć przed Bogiem, nie masz do tego prawa” – utwierdzali ją w błędnym przekonaniu inni ludzie. A z twarzy kobieta biła tęsknota za Bogiem, tęsknota za doświadczeniem Jego miłosierdzia, tęsknota za Bogiem prawdziwym, a nie tym stworzonym przez ludzi na ich obraz i podobieństwo.
Pomyślałam wtedy, że może rzeczywiście trzeba Pana Boga na jakiś czas utracić, żeby zrozumieć, czy wręcz namacalnie doświadczyć, jak bardzo jest nam bliski, żeby dopiero wtedy naprawdę Go pokochać? Jeśli Wy, którzy czytacie ten tekst rozumiecie o czym piszę, bo znacie takie ludzkie ostrzeżenia, aby nie wstępować do kościoła, lub jeśli dopiero poznajecie Tego, w którego wierzycie, ja chce Wam – w tym tekście - pokazać Boga, za którym tęskni ludzkie serce, będąc niespokojne dopóki nie spocznie w Tym, który je stworzył.
We fragmencie Ewangelii św. Łukasza 7, 36-50 czytamy o zaproszeniu na posiłek, jakie Jezus otrzymał od pewnego faryzeusza. W jego domu, Chrystus spotyka powszechnie znaną grzeszną kobietę, która obmyła Jego stopy swoimi łzami, i nie przestając całować namaściła je alabastrowym olejkiem. Zatem uczyniła to, co powinien był uczynić gospodarz, który niestety nie ucałował swego Gościa na powitanie, nie podał Mu wody do obmycia stóp, ani oliwy do namaszczenia głowy.
Zachowanie kobiety może Was dziwić, ale ona nie zważała na to, co powiedzą inni, na to, czy wolno jej stanąć przed Kimś takim, jak Chrystus, nie przyglądała się, nie analizowała, ale swoim zachowaniem, będąc jednocześnie świadoma swej grzeszności tak bardzo upokorzyła się przed Chrystusem.