Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Przy każdym Twoim słowie jakby coś się we mnie otwierało i rozjaśniało...
Panie.
Z całym respektem, jaki jestem Ci winien, mam jednak wrażenie, że się dałem podejść. Może dałem się nabrać, bo cała sytuacja przerastała kogoś tak prostego i naiwnego jak ja.
Jeśli nawet w pierwszej chwili skrzywiłem się na Twój widok, kiedy tak obładowany zjawiłeś się u mnie, chwilę później byłem dumny z powodu Twojego spojrzenia, które na mnie spoczęło, z powodu słów, które do mnie rzekłeś…
Byłeś sympatyczny. Mówiłeś spokojnie i rozumiałem, co mówisz. To było jasne, proste. Przy każdym Twoim słowie jakby coś się we mnie otwierało i rozjaśniało, niczym jaskinia, którą nagle oświetlała lampa i która nabierała szlachetności. Czy naprawdę dałem się oszukać?
Z punktu widzenia czysto finansowego, najpierw pomyślałem, że dobrze sobie poradziłem. W każdym razie jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny. Nie mogłem sprawdzić, co jest w środku, ale sakiewka prezentowała się nie najgorzej. A kiedy noc dobiegała kresu i nastawał jasny świt, dałeś mi dwa denary, które tak miło dźwięczały, a ja już myślałem o następnych.
Trudno… mój chleb tamtego wieczoru nie był najświeższy. Najpierw myślałem, że tego nie zauważyłeś. Jadłeś go z apetytem, jakby to była nowa manna dla tych, co przemierzają pustynię. Zapłaciłeś na niego dwa razy tyle, ile kosztuje w piekarni w naszej dzielnicy; zarobiłem na tym; wszystko było w jak najlepszym porządku.
A moje wino… W końcu to nie moja wina, że moja piwnica jest za wilgotna i nie nadaje się dla bukłaków ze starych skór. (Moje wino, nie mogę go zbyt długo trzymać, ale co mogę na to poradzić?) A jednak wypiłeś je, to moje żałosne wino. Poprosiłeś o dolewkę. A moja twarz jaśniała, gdy widziałem, jak niewiele trzeba byś czuł się szczęśliwy...
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Listy do dobrego Samarytanina". Autor: Guy Lusiere. Wydawnictwo: Promic.