Słowo Chrystusa niech w was mieszka w [całym swym] bogactwie (Kol 3,16).
Zastanowimy się (...) nad ważnym elementem składowym naszej drogi do doskonałości – nad stosunkiem do Pisma Świętego. Sprawą tą musimy się zająć poważnie z dwóch niezależnych od siebie powodów, które mogą się nawet wydawać biegunowo przeciwne. Obowiązek wgłębiania się w pisane Słowo Boże należy do wymogów wielowiekowej tradycji benedyktyńskiej, jak też do postulatów dobrze zrozumianej nowoczesności. W tej dziedzinie bowiem niejako nakładają się na siebie dwa nurty: stara praktyka monastyczna i świeża, narastająca z dnia na dzień tzw. odnowa biblijna.
Od samych początków ruchu zakonnego – wywołanego zresztą, jak widzieliśmy, potrzebą przyjęcia przesłania Ewangelii na serio i w stu procentach – mnisi uważali za swoją podstawową praktykę czytanie Pisma Świętego, której Reguła benedyktyńska nadaje znamienne określenie: lectio divina – Boże (a nie duchowne) czytanie. Mnisi codziennie wgłębiali się w Pismo Święte, czytając je po kolei i w całości. Bądźmy szczerzy i przyznajmy, że ta praktyka została zaniedbana w bardzo wielu zakonach.
Chcemy być zakonem drugiej połowy XX wieku i „żyć swoim czasem”, nie możemy więc ominąć autentycznego i bijącego dla nas źródła, jakim jest Słowo Boże, tak dziś znów doceniane. Trzeba zatem harmonijnie połączyć i wzgląd na tradycję, i wspaniałą dzisiejszą odnowę biblijną, tę naszą nowoczesność, bo w skarbcu Kościoła na samym dnie znajdują się rzeczy, które okażą się naprawdę najnowsze (por. Mt 13,52). Pewnie dlatego są takie nowe, że przez tyle wieków uchodziły za bardzo stare i nikt do nich nie zaglądał. Tak z pewnością jest z lekturą biblijną.
Pamiętam z moich lat młodzieńczych scenę, której bohaterkami były moja babcia i ciocia. Miałem chyba z 15 lat, gdy matka jednego z moich kolegów ofiarowała mi egzemplarz Pisma Świętego, w całości świeżo wtedy wydanego przez OO. Jezuitów. To była nowość niesłychana w latach trzydziestych naszego stulecia. Podobała mi się Apokalipsa św. Jana. Taka ciekawa Księga! Moja babcia pyta raz: „Cóż ty tak czytasz?” Odpowiadam: „Apokalipsę”.„Apokalipsy się nie czyta” – wyrokuje babcia. Jako człowiek w tym wieku zawsze przekorny spojrzałem na większy autorytet, na moją ciocię. Na jej twarzy potakujący gest. Nie powiedziała ani słowa, ale przytaknęła: „nie czyta się!” A ja, przekorny, dalej czytam Apokalipsę. Ale sumienie ruszyło mnie. Przychodzi spowiedź, cichuteńko mówię kapłanowi przez kratkę: „Czytałem Apokalipsę”. Dziwna rzecz, mój spowiednik najpierw wcale nie zareagował. Myślę sobie: „pewnie to za cicho powiedziałem”. Więc głośniej powtarzam: „Czytałem Apokalipsę”. W odpowiedzi usłyszałem słowa: „No to co z tego, mój kochany?” Mój niebezpieczny grzech okazał się iluzją. Boża ironia losu: po latach blisko trzydziestu Pan Bóg dał mi napisać pierwszy w Polsce naukowy komentarz do Apokalipsy...
Cytuję ten przykład, potwierdzający, że były u nas zadawnione niesłuszne poglądy na temat lektury Pisma Świętego. Istotnie, w imię prawdy trzeba powiedzieć, że dawniej obowiązywały częściowe zakazy czytania Biblii. Ale tamte czasy wymagały takich zakazów, bo nie było jeszcze dobrych jej przekładów i w związku z tym błędnowierstwo robiło karierę dzięki owym wadliwym przekładom. Wtedy Kościół, nie mając lepszego wyjścia, nakazywał różne ograniczenia w czytaniu Biblii. Ale teraz już nie ma absolutnie żadnych, nawet częściowych zakazów, wręcz przeciwnie, ostatni papieże zalecają usilnie tę lekturę. Oczywiście, pozostaje w mocy zasada, że każde katolickie wydanie Pisma Świętego musi mieć aprobatę i bodaj krótki komentarz (por. KPK kan. 825 §1), niezbędny przy lekturze. Dla nas, mnichów, Pismo Święte jest szczególnie ważne właśnie jako dokument ukazujący całość zbawczego planu Boga.
Mówi o nim prolog Listu do Hebrajczyków:
Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców [naszych] przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy, przez Niego też stworzył wszechświat. Ten [Syn], który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty, podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi, a dokonawszy oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy Majestatu na wysokościach (Hbr 1,1–3).
W tych wierszach jest zamknięty cały sens obydwu Testamentów, Starego i Nowego – cały zbawczy plan Boga. Rozliczne sposoby przemawiania Boga kończą się wreszcie tym, że samo odwieczne Słowo Boże staje się ciałem i naucza nas. To Słowo Boże jest naszym Odkupicielem i to Słowo Boże, już jako nasz Brat, zasiada po prawicy Ojca i czeka na to, byśmy do domu Ojca wszyscy wrócili. Oto jest sens Pisma Świętego rozumianego jako jedna, organiczna całość. Chrystus Pan jest w środku tego zbawczego planu, ale Jego zbawczą misję poprzedzają owe rozliczne i przeróżne sposoby, jakimi niegdyś Bóg przemawiał do naszych przodków przez proroków. Stary Testament daje świadectwo o Jezusie Chrystusie (por. J 1,45; 5,39).
Czas już odnowić w sobie świadomość tej jeszcze jednej Bożej obecności. Doskonale znamy tę katechizmową prawdę, że Bóg jest wszędzie obecny. Usiłujemy ją wprowadzać w życie, stosując praktykę pamięci o Bożej obecności, doskonałą praktykę, bardzo płodną w skutki. Wiemy dobrze i jesteśmy głęboko przekonani o eucharystycznej obecności Zbawiciela w Najświętszym Sakramencie. Dajemy temu wyraz każdego niemal dnia przez nasze adoracje i benedykcje eucharystyczne. Wiemy też o obecności Bożej w naszej duszy; o tym już troszkę gorzej pamiętamy, ale towarzyszy nam i ta świadomość, że Bóg w nas mieszka. Prawie zupełnie natomiast zapomnieliśmy o jeszcze jednym „wcieleniu” Bożym, mianowicie o tym, że Słowo wcieliło się w literę Pisma Świętego. Dlatego Biblia, owa Księga nad księgami, też jest „miejscem” szczególnej Bożej obecności. Liturgia uroczystej Mszy św., która sięga swoimi początkami średniowiecza, ukazuje tę prawdę, gdy w obrzędzie wstępnym niesie diakon i składa na ołtarzu księgę Ewangelii. Diakon, zanim rozpocznie z niej śpiewać czy czytać, okadza tę księgę tak samo, jak okadza monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Wszystko to są liturgiczne ślady pamięci o wcieleniu Boga w literę Pisma. Dzisiaj, kiedy restauruje się średniowieczne kościoły, architekci ze zdziwieniem stwierdzają, że niekiedy bardziej eksponowane miejsce miała w nich szafa, w której spoczywał Ewangeliarz, niżeli bardzo skromna szafka z boku, w której przechowywano Najświętszy Sakrament. My dziś powiemy, że to nie było w porządku. Zgoda, ale myśmy z kolei przesadzili w drugą stronę, zapominając o kulcie Pisma Świętego. Dopiero odnowa liturgiczna II Soboru Watykańskiego przywraca właściwe miejsce lekturze Biblii.
*
Augustyn Jankowski OSB Życie mnisze (2) Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC