Dawid szukał schronienia w modlitwie, bo „jestem gościem na ziemi, dusza moja omdlewa z tęsknoty”.
Strasznie boimy się, że nasza wiara w Boga i przyznawanie się do Chrystusa może skutkować ironią, wyśmianiem, cierpką uwagą bądź inną formą odrzucenia. A bycie uczniem Jezusa wiąże się nieraz z pójściem pod prąd głównego nurtu, mody, nawyku. Wracają czasy inwektyw za wiarę. Już przed wiekami encyklopedyści francuscy tłumaczyli słowo „chrześcijanin” (le chrétien) jako kretyn. W oczach przedstawicieli naukowego, wyzwolonego z zabobonów religijnych poglądu na życie tłum gromadzący się na Anioł Pański z papieżem to „niesmaczny pokaz głupków i dewotów” (Umberto Eco). „Kościół jest dobry jedynie w paleniu na stosie Giordana Bruno” – powtarzają w kółko tamci, przekonani, że z chrześcijańską wiarą należy walczyć, wymachując, jak się da, maczugą cynizmu, obelg i ironii. Jak się poczujesz, drogi katoliku, kiedy inni zaczną na ciebie spoglądać jak na kogoś, kogo wydobyto z sarkofagu? Twoje nabożeństwa trochę przeterminowane, twoje modlitwy – terapia dla tchórzy, twoje poglądy – nadgryzione pleśnią. Za opowiedzenie się za Chrystusem czasem trzeba zapłacić poczuciem wyobcowania.
Tymczasem słowo Boga śpieszy z dobrą nowiną: „Cudzoziemców zaś, którzy się przyłączyli do Pana, ażeby Mu służyć i ażeby miłować imię Pana, przyprowadzę na moją Świętą Górę i rozweselę w moim domu modlitwy”. Cudzoziemiec to inna nazwa ucznia Chrystusowego: jego grecki odpowiednik paroikos został przetłumaczony jako „parafianin”. Bóg „miłuje cudzoziemca” – powiada żydowska Tora, wszakże „sami byliście przybyszami w ziemi egipskiej” (Pwt 10,18). Izrael, nawet jeśli zachowywał nieufność względem obcych, sam czuł się cudzoziemcem Bożym: „ziemia należy do Mnie, a wy jesteście u Mnie przybyszami i osadnikami” (Kpł 25,23). Dawid szukał schronienia w modlitwie, bo „jestem gościem na ziemi, dusza moja omdlewa z tęsknoty” (Ps 118,19).
Także w chrześcijaństwie od początku istnieje świadomość, że nie mamy tutaj trwałego mieszkania. Wiara w Chrystusa otwiera przed człowiekiem drogę: „jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2 Kor 5,6). Nasze wędrowanie nie bierze się z mitu wiecznego tułacza, wyalienowanego konsumenta tej ziemi, ale z nadziei, że w kieszeni nosimy już paszporty ojczyzny niebieskiej, gdzie będziemy „współobywatelami wraz ze świętymi” (Ef 2,19).•