Kontrowersji wokół "tłumaczeń" Biblii ciąg dalszy

Armaty nie w biblię, a "Biblia Ślązoka" to nie tłumaczenie


Jan Turnau - Pismo Święte bardzo trudno przekładać: wiem o tym jako wieloletni sekretarz biblistów trzech wyznań tłumaczących Nowy Testament.

Różnice wyznaniowe to fraszka: łączy nas po prostu wierność oryginałowi. Gorzej z doborem polskich odpowiedników greckich słów tekstu sprzed 2000 lat: chodzi m.in. o to, by mówić językiem naprawdę trafiającym do Polaków XXI wieku. Moi bibliści nie pozwalają sobie oczywiście na radykalne pomysły w rodzaju tłumaczeń na slang młodzieżowy i gwary regionalne, o których wczoraj napisała Katarzyna Wiśniewska, nie nazywają Maryi "najszykowniejszą frelką". Nie gorszę się jednak takimi inicjatywami, jak profesorowie z Rady Języka Polskiego PAN, którzy poprosili Episkopat o interwencję. Zgadzam się w pełni z cytowanym przez Wiśniewską abp. Nossolem, że trzeba dbać o pluralizm kulturowy. Mówiąc inaczej, Biblia nieczytana nikomu nie służy, a ludzie mówiący gwarą też ludzie i trzeba starać się ich zachęcić do świętej lektury. To tak jak z komiksami: mnie nie bawią, także te na tematy religijne, ale nie ja jeden jestem na świecie. A w każdym razie nie należy strzelać z wielkich armat i skarżyć się biskupom.



Tymczasem autor "Biblii Ślązoka" Marek Szołtysek zaskoczony jest krytyką książki autorstwa Rady Języka Polskiego. Podkreśla, że jego książka to nie tłumaczenie Biblii, lecz rodzaj opowieści biblijnych utrzymanych w tonie gawędy.

Rada Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk wyraziła niedawno zaniepokojenie z powodu przekładów, które budzą teologiczne i językowe wątpliwości. Zdaniem Rady, niektóre próby trawestacji tekstów biblijnych na gwary i slang powodują trywializację treści Biblii i bezrefleksyjne mieszanie sacrum i profanum.

W "Biblii Ślązoka" - jak podkreślili w opracowaniu eksperci z Komisji Języka Religijnego Rady Języka Polskiego - razi niezgodność z treścią Biblii, nieuzasadniona poufałość i teologiczna beztroska, np. Bóg Ojciec i Jezus to w "Biblii Ślązoka" - "Ponboczek", a lekko lekceważące słowo "frelka" czyli "dziewczyna" jest zastosowane w odniesieniu do Maryi.

Szołtysek odbiera zarzuty Rady jako "wielkie nieporozumienie", przykre dla niego tym bardziej, że jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

"Inspiracją do napisania książki były dla mnie zapamiętane z dzieciństwa opowieści mojej babci, Ślązaczki. Takie określenia jak »frelka« to przejaw ludowej religijności, która sprawy wielkie próbuje oswoić. Jeśli ktoś nie czuje gwary, może tego jednak nie zrozumieć. Pisząc tę książkę chciałem też pokazać, że gwara może służyć nie tylko do opowiadania kawałów, ale również do mówienia o sprawach ważnych" - powiedział we wtorek PAP Szołtysek.

Jego zdaniem, szum wokół sprawy jest również efektem powszechnego w Polsce negatywnego stosunku do kultur regionalnych, co ma swoje korzenie w czasach zaborów i PRL.

Marek Szołtysek jest autorem ok. 20 książek, poświęconych w większości tematyce śląskiej. "Biblia Ślązoka" ukazała się w 2000 r. nakładem jego Wydawnictwa Śląskie ABC. Obok rozdziałów nawiązujących bezpośrednio do Biblii, np. "Jak Ponboczek stworzoł świat" zawiera też takie jak: "Karol Miarka, śląski Mojżesz", "Śląskie osiedla jak wieża Babel", "Węgiel i przemysł jak manna z nieba".

Suma dotychczasowych nakładów tej publikacji to 100 tys. egzemplarzy. "Z tej liczby zostało jeszcze ok. 2-3 tys. egzemplarzy. Sam nie spodziewałem się takiego sukcesu tej książki, wydałem ją nawet jednocześnie z inną, która miała poprawić sprzedaż" - podkreślił.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama