Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Gdy Archanioł oznajmił: „Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan” (Łk 1,13), wszystko zostało między Archaniołem i Zachariaszem.
Ks. Grzegorz Strzelczyk
”Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11,11) - trudno chyba sobie wyobrazić bardziej paradoksalną rekomendację od tej, jakiej udzielił Jezus Janowi Chrzcicielowi; oddaje jednak ona jakoś prawdę jego powołania.
Narodziny, które są proroctwem
Jan Chrzciciel jest jedynym świętym - oprócz Maryi - którego narodzenie wspominamy w liturgii. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze opis jego narodzenia, ściśle spleciony z opisem poczęcia samego Jezusa, zajmuje poczesne miejsce w pierwszym rozdziale Ewangelii wg św. Łukasza. Po drugie, postać Jana zajmuje w historii zbawienia miejsce niezwykłe: stoi niejako pomiędzy dwoma Przymierzami - o sześć miesięcy starszy od Jezusa zachowuje się i naucza jak prorok Starego Testamentu, lecz już nie tylko zapowiada Jego przyjście, ale konkretnie wskazuje go ludowi; nie dane jest mu jednak oglądać dokonujące się zbawienie - ginie wcześniej z rąk Heroda - tylko jego uczniowie mogą być świadkami tryumfu Chrystusa nad śmiercią.
Śledząc Łukaszowy opis wydarzeń, towarzyszących poczęciu i narodzeniu Jana Chrzciciela, trudno nie zapytać wraz ze świadkami owych wydarzeń: ”Kimże będzie to dziecię?” (Łk 1,66). Żyjącym na co dzień Słowem Bożym Starego Testamentu Żydom może nieco łatwiej, niż nam dzisiaj, przychodziło odczytanie głębszego znaczenia owych wydarzeń - pasują bowiem one do pewnego schematu opisu narodzin wielkich mężów Bożych Starego Przymierza. Schemat ten składa się z trzech podstawowych elementów:
1. Przyszli rodzice są zwykle w podeszłym wieku i nie mogą mieć dzieci - obdarzenie dzieckiem niepłodnej pary jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia i zwiastunem nowego życia, jakie udzielone zostanie całemu ludowi.
2. Bóg - zwykle przez swego anioła - objawia się jednemu lub obojgu małżonkom i zapowiada poczęcie dziecka, wskazując jednocześnie na jego przyszłą misję i obiecując, że będzie mu towarzyszył swoją obecnością i mocą.
3. Sam Bóg nadaje imię dziecku, lub też imię to zostaje wybrane ze względu na objawienie się Boga. Jest to imię w jakiś sposób ”programowe” - określające istotę przyszłego posłannictwa lub obietnicy, jaką Bóg składa ludowi.
Elementy te - z drobnymi różnicami - odnajdziemy w historiach narodzin kluczowych postaci Starego Testamentu, np. Izaaka, Samsona, Samuela. Ale nie tylko. Także opis narodzin Jezusa zbudowany jest według tego schematu, przy czym w miejsce motywu poczęcia niepłodnej pojawia się cud nieskończenie większy: poczęcie dziewicy z Ducha Świętego.
Trudno więc się dziwić, że świadkowie narodzenia Jana ”brali sobie do serca” (Łk 1,66) to, co się działo: niepłodna Elżbieta poczęła, Zachariasz w wyniku widzenia pozostał niemy i dopiero nadając synowi niezwykłe dla swego rodu imię, odzyskał mowę. A imię to - ”Jan”, ”Johhanan” - oznacza ”Bóg jest łaskawy”. Wszystko wskazywało na to, że Bóg pragnie rychło okazać swą łaskawość ludowi. I że uczyni to właśnie za pośrednictwem Jana.
Przygotujcie drogę Panu
Jednak ze wszystkich wydarzeń towarzyszących narodzeniu Chrzciciela trudno było odczytać prawdziwą istotę jego misji. Mówiła o niej jedynie krótka wzmianka w hymnie, który wyśpiewał Zachariasz, odzyskawszy mowę: ”pójdziesz przed Panem przygotować mu drogi” (Łk 1,76). Powołanie dorosłego już Jana Ewangeliści zgodnie określają przez cytat z proroka Izajasza: ”Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego!” (30,3, por. Łk 3,4). Jego nauczanie, chrzest pokuty i nawrócenia, którego udzielał nad Jordanem, nie miały innego celu, jak przygotowanie ludzi do przyjęcia doskonalszego nauczania i skuteczniejszego chrztu - tych, które miał przynieść Jezus Chrystus.
Jan Chrzciciel miał jasną świadomość ograniczonego, czy podporządkowanego charakteru własnego posłannictwa: ”Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mt 3,11). W rzeczywistości bowiem skuteczność tego, co czynił, była wciąż ograniczona grzechem, który nie został jeszcze przezwyciężony. Uczynki pokutne, post, jałmużna, sam chrzest w Jordanie były znakami ludzkiego nawrócenia, lecz nie mogły dawać tego, co najcenniejsze: odpuszczenia grzechów, odnowienia relacji z Bogiem. Prawdziwe zbawienie miało przyjść dopiero w Jezusie Chrystusie! I wraz z Jego przyjściem dobiegała też końca misja Jana. O jego wielkości świadczy może przede wszystkim umiejętność pokornego uznania: ”Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. (...) Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,28.30).
Tylko Jezus zbawia
Czy jednak wszystko z nauczania i posłannictwa Jana uległo ”przedawnieniu” wraz z przyjściem Jezusa? Tak mogłoby się wydawać, bo przecież z nauczania Jana przetrwały tylko maleńkie fragmenty wobec wielkiego bogactwa Ewangelii. Chrzest Janowy został zastąpiony o wiele skuteczniejszym chrztem w imię Trójcy. Jego uczniowie stali się uczniami i apostołami Jezusa… Na pewno aktualne pozostało świadectwo męczeństwa Jana w obronie sprawiedliwości. Ale czy tylko?
Być może warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Jan Chrzciciel z niezwykłą konsekwencją podkreślał, iż prawdziwe zbawienie przychodzi jedynie w osobie Jezusa Chrystusa. Wszystko, co człowiek może uczynić ze swej strony - wysiłek doskonalenia życia, pokuta, post itd. - ma swoją wartość i znaczenie, ale zawsze i tylko jako podprowadzenie do spotkania z Chrystusem. Jan czuł wyraźnie, że dopóki Jezus nie przyjdzie, wszystko, co człowiek uczyni, by się zbawić, pozostanie nieskuteczne. To samo jednak dotyczy nas, którzy żyjemy już po przyjściu Jezusa: nie mogą nas zbawić nasze uczynki, jeśli nie będziemy połączeni żywą więzią z Jezusem Chrystusem. Nie zbawi nas odmawianie pacierzy, jeśli nie będziemy z Nim rozmawiać. Nie zbawi nas chodzenie do kościoła, jeśli nie będziemy się z Nim spotykać. Nie zbawi nas spowiadanie się co miesiąc, jeśli nie będzie w nas pragnienia Jego przebaczenia. Nie zbawi nas sponsorowanie organizacji charytatywnych, jeśli nie dostrzeżemy Jego oblicza w obliczach ubogich. Tylko Jezusa zbawia. Postać Jana Chrzciciela nie przestaje nam o tym przypominać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |