Maryja wzięła na ręce swoją Dziecinę, przytuliła do Serca, okryła płaszczem, wielbiąc w swym Synku majestat Boży.
8 stycznia 1937 roku, w drugą oktawę świąt Bożego Narodzenia, Jezus zaprasza s. Leonię do stajni, miejsca swoich narodzin.
Była czyściutko umieciona – pisze – św. Józef spał, a Maryja klęczała pełna zachwytu miłości.
Leonia wpatruje się w Nią z rosnącą wciąż radością i myśli: „jesteś szczęśliwa, szczęśliwsza od wszystkich matek ziemskich, od królowych i księżniczek, choć one w pałacach, a Ty w stajni, wśród dwojga bydląt”. Z jej serca wyrywa się pytanie:
Więc to stajnia dla Twego majestatu w chwili narodzenia? O, jakbym chciała dać Ci złotą kolebkę, najpiękniejsze mieszkanie, najwygodniejsze posłanie.
Jezus zapłakał. Serce Jego doznało przedziwnego bólu, że ludzie nie przyjęli Go do domów swoich. Mnie udzielił się ten ból. Cierpiałam bardzo. Zdawało mi się, że jestem w Sercu Pana Jezusa i czuję to, co On czuł. Wiedziałam przy tym, że Boże Dziecię ma świadomość, że samo wybrało stajenkę na miejsce swojego narodzenia.
Pan Jezus do mnie nie mówił, ale dawał mi uczestnictwo w najgłębszych tajnikach myśli i uczuć swoich. W duszę Maryi wlał Pan Jezus najobfitsze poznanie Jej godności macierzyństwa Bożego i płynące stąd upojenie szczęścia.
Maryja wzięła na ręce swoją Dziecinę, przytuliła do Serca, okryła płaszczem, wielbiąc w swym Synku majestat Boży.
Matuchno – wyszeptałam – ucałuj ode mnie Boże Dziecię. Ucałowała, a potem rzekła: Pójdź i ty ucałuj, ty jesteś także moim dzieckiem przez Jezusa.
Zbliżyłam się na klęczkach. Ucałowałam nóżki i rączki Jezusa – piękne, bieluchne i przedziwnie miłe.
Każdy okres mojego życia ma wartość nieskończoną, Boską. Ten sam Jezus jest wiekuiście w chwale u Ojca, ten sam – jako niemowlę kwili w żłobie betlejemskim, ten sam naucza, ten sam umiera, zmartwychwstaje i żyje chwalebnym i sakramentalnym życiem.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki Agnieszki Bugały "Sekret świętości. Biografia Służebnicy Bożej s. Leonii Nastał". Wyd. Esprit.