Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Siewca wyszedł siać.... Ale nie wszystko od niego zależy.
Z cyklu Inne królestwo
Dlaczego, choć tak się staramy, niewiele z tego wychodzi? Siejemy, a plon z tego mizerny? Co robimy źle? Te rozterki, dość często nie artykułowane wprost, ale skryte w głębi serca i boleśnie je raniące, zadaje sobie dziś chyba wielu z tych, którym zależy na ogłaszaniu światu radosnej nowiny, którą przyniósł Jezus. Zmartwychwstanie nic nie znaczy? Życie wieczne też nie? Dlaczego ludzie zamiast tej nadziei, której przyjęcie nie wymaga przecież nie wiadomo jakich wyrzeczeń, wybiera trwanie w niepewności co do swojego przyszłego losu, byle teraz, dziś, w tym życiu móc zawsze robić to, co się żywnie podoba? Nawet jeśli wiąże się to okłamywaniem samego siebie co do swojej wspaniałości i doskonałości?
Trudne do pojęcia są ścieżki ludzkich serc. Jak „droga orła na niebie, droga węża po skale, droga okrętu na morzu i droga męża u młodej kobiety” – powiedziałby pewnie Mędrzec (Prz 30,19). Rąbka tej tajemnicy ludzkich serc Pan Jezus nieco nam uchylił. W przypowieści o siewcy.
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!” (Mt 13, 3-9)
Ziarnem jest słowo Boże, „słowo o królestwie” jak powie w tej Ewangelii sam Jezus. Kto siewcą? Niemal odruchowo odpowiemy słowami liturgicznej aklamacji, że jest nim Chrystus. Jednak w tekście Pisma, zarówno u Mateusza jak i pozostałych synoptyków próżno szukać tak jednoznacznego stwierdzenia. Tak, to Jezus jest tym, który głosi „słowo o królestwie”, słowo Boże. Ale głoszą je i głosić będą także Jego uczniowie. Oni też w pewnym sensie są siewcami; pomocnikami Siewcy. Faktem pozostaje, że czy sam Jezus osobiście, czy posługując się swoimi uczniami, to Jezus zasiewa w ludzkich sercach dobre ziarno Bożego słowa. Okazuje się jednak, że na to, czy zasiew wyda plon ma wpływ nie tylko jakość ziarna – to słowo Boga, więc na pewno jest dobra – nie tylko ile wyrzuci ręka siewcy (czy bardziej nowocześnie: ile wypadnie z jego maszyny) ale na jaką glebę to ziarno spadnie. A glebą jest tu ludzkie serce.
Na drodze
„Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze” – wyjaśnia swoim uczniom Jezus. Nie rozumie? Dlaczego nie rozumie? Czego u nie rozumieć? Zabrakło Bożej łaski czy zwyczajnie została odrzucona? Nie do rozgryzienia bywa człowiek, nie do zrozumienia jego opory i powody, dla których „nie rozumie”. Tak po prostu jest. I siewca słowa nic na to nie poradzi. Ta twarda gleba ziarna nie przyjmie, stąd stanie się ono łatwym żerem dla Złego.
Tyle mówi Jezus. Można chyba jednak wejść w ten obraz głębiej. Ot, czyż nie bywa tak, że czasem jakieś ziarenko na skraju drogi czy w jakimś pęknięciu zakiełkuje? Ano bywa. Czy więc rzucanie ziarna na drogę – jak to wydaje się, że czasem się w Kościele robi – nie ma żadnego sensu? Ano nie ma. To droga. Właściwie pewne jest, że plonu tu nie będzie. Rosnący pęd w końcu ktoś zdepcze czy rozjedzie. Nic na dłuższa metę się na niej nie ostanie. Nawet gdyby ptaki nie zdołały wszystkiego wydziobać....
Tak, nie nam oceniać czy czyjeś serce jest twardą drogą czy jednak jest w nim odrobina gleby żyznej. Ale jeśli jest twarde, zasiew, nawet najobfitszy, nie przyniesie plonu. Nie ma szans. To nie kwestia umiejętnego siewu. Dopóki twarda droga jest drogą, dopóki dziejowe burze nie spowodują, że ulegnie destrukcji i po latach użyźniania deszczami, mrozami i niesionymi wiatrem drobinami nie zamieni w jako taką glebę, nic dobrego na niej nie wyrośnie. Tak i twarde serce nie przyjmie Bożego słowa, dopóki swoją łaską w uprawną rolę nie zamieni jej sam Bóg. Jak i kiedy to zrobi – On tylko wie.
Warto też nie bać się kojarzyć. Ciągle trwa moda na „betonozę”, prawda? Nie tylko w miejskiej architekturze. Wielu dziś trudzi się, by takich twardych dróg ludzkich serc, niezdolnych do przyjęcia ziarna słowa Bożego było jak najwięcej. Wielu jak może utwardza je drogowymi walcami, a na tak przygotowane leje asfalt czy beton. Swoimi prostymi narzędziami do spulchniania gleby ludzkich serc niewiele możemy na to poradzić. Bóg to dopuścił, Bóg im pozwala. On ma swoje plany, trzeba czekać i nie irytować się...
W ziemi zbyt płytkiej
„Posiane na miejsce skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały – tłumaczył dalej Jezus – Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje”.
Nie ma w sobie korzenia, jest niestały. Bo jest płytki? Nie nam sądzić. W każdym razie jeśli ziarno słowa Bożego padnie na taką glebę wykiełkuje wprawdzie, ale plonów z tego nie będzie. Byle trudność sprawi, że nie będzie w stanie podtrzymać w sobie chrześcijańskiego życia. Prześladowanie? Ucisk? Na pewno, o tym mówi sam Jezus. Dziś w takim kraju jak Polska słowa te znaczą zupełnie co innego niż w czasach pierwszych chrześcijan, gdy oznaczały więzienie czy nawet śmierć. Dziś to może być zamknięcie drogi kariery, towarzyski ostracyzm... Bez zakorzenienia w dobrej glebie będzie trochę fajerwerku szybko pojawiającej się zieleni, złudzeń, że oto praca siewcy miała sens, bo ktoś w uniesieniu krzyknął, że „Jezus jest Panem”,
ale plonu nie ma co oczekiwać...
Ilu takich ludzi wokół nas? O niektórych pamiętamy, jak zawstydzali nas swoją gorliwością. Bywa, że stawiano nam ich za wzór. A dziś nic z tego nie zostało. I dobrze jeśli nic, a nie pojawiła się w zamiast tego wrogość do wiary. Straszne? Tak bywa. Człowiek pomagający Bogu siać ziarno słowa niekoniecznie wie, na jaką glebę spada. Nie ma „wykrywacza kamieni”.
Czasem zresztą może i je widzi, ale ma nadzieję, że jakoś będzie. I tak nie ma zresztą jak problemowi zaradzić. Skalista gleba to przecież nie jeden czy drugi kamień, który można by wyrzucić. Chodzi o kawałek roli, na którym ziemia ledwo przykryła skałę. Niewiele da się zrobić. Ciągle latami podlewać – nie da rady. I tak nie zawsze się z wodą w porę zdąży. Raczej trzeba poczekać. Bardzo długo. Aż z czasem erozja rozłoży te skały, aż wiatr naniesie więcej gleby. I trzeba mieć nadzieję, że jakaś ulewa wszystkiego tego nie spłucze....
Wśród cierni
I dalej wyjaśnia Jezus: „Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne” Siewca winny? Może ktoś przed nim powinien te ciernie powyrywać? Może. Ale w przypowieści owe ciernie „wybujały i zagłuszyły” rosnące zboże. Znaczy że z początku wydawać się mogło, że nie ma problemu....
W życiu wiary też wydaje się, że nie ma problemu. Fajnie, że ktoś przyjął słowo Boże, że zaczyna kiełkować, że zapowiada się dobry plon. Potem jednak przychodzą te różne doczesne troski, które powodują, że słowo Boże przestaje się liczyć. Ważne stają się różne pseudowartości, różne drogi na skróty, różne wyjątki od stosowania zasad Ewangelii. Aż owe ewangeliczne zasady, jak zagłuszone przez chwasty kiełkujące zboże, zupełnie przestają mieć znaczenie. Słowo Boże w sercu człowieka może i jest, może i nie całkiem obumarło, ale jest na tyle liche, że plonu nie przynosi.
Charakterystyczne, że Jezus w tym kontekście mówi też o ułudzie bogactwa. Bo to właśnie bożek Mamona często sprawia, że słowo Boże nie przynosi w człowieku spodziewanego owocu. Nic dziwnego: być bogatym to nic złego, więc łatwo bezwiednie postawić tego bożka na pierwszym miejscu. A wtedy, gdy wszystko jemu się już podporządkowało, Chrystus, to czego uczy, mają już znaczenie drugo-, trzecio- czy czwartorzędne....
Takim chwastami, uniemożliwiającymi w człowieku wzrost słowa Bożego może być bardzo wiele spraw. Różnorakie wady, grzeszne obciążenia, nałogi... Zasiew Boży nie wytrzymuje konkurencji, gdy gleba taka, że lepiej rosną na niej chwasty. Jak ją zmienić, jak przygotować? Ileż to krzyku jest, gdy siewca widząc co może się stać próbuje przyjść z motyką i ciernie ostrożnie wykopać, usunąć. Ostrożnie, bo przecież czasem próbuje usunąć już z pola z kiełkującym ziarnem. Więc jest krzyk, że naruszana jest wolność, że ta zgoda na ciernie to indywidualna sprawa każdego człowieka....
Może i tak. Ale na ziemi usłanej chwastami różnych grzesznych przyzwyczajeń ziarno słowa ma marne szanse, by przynieść plon. Broniący praw do cierni „ekolodzy” doskonale o tym wiedzą, więc będą krzyczeć o naruszaniu godności, o potrzebie szacunku, o prawie do dobrego samopoczucia... Trochę tak, jakby rezygnować ze zszycia głębokiej rany bo będzie przez chwilę bardziej bolało...
Na żyznej ziemi prawości
No i w końcu jest i to ziarno, które padło na ziemię żyzną. „Oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny” – wyjaśnia Jezus. Sucha i rozumie. Ciekawe, prawda?
Znaczy chyba, że ci, których serce jest jak droga, jak gleba skalista albo jak ziemia usłana cierniami nie zrozumieli. Słowo Boże albo odbiło się od ich twardych serc i wcale nie zakiełkowało, albo zakiełkowawszy z powodu płytkiej gleby czy chwastów zmarniało. Wychodzi na to, że owe nie sprzyjające wzrostowi ziarna słowa gleby, to zdefektowane myślenie, z różnych względów nie będące w stanie pojąć. Dlatego słowo Boże w głowach takich ludzi się „nie skleja”, dlatego najdrobniejsza wątpliwość co do słowa wyrasta do wielkości Everestu, a ewidentna, prosta droga, którą wskazuje, wydaje się być pełna zastawionych na człowieka pułapek...
Jakże nie pomyśleć w tym kontekście o będącym sądem rozumu właśnie sumieniu, spaczonym nieraz przez przywyknięcie do grzechu czy niezdolność do uderzenia się we własne piersi.... Wielu nie chcą przyjąć Słowa (Syna Bożego), bo złe są ich uczynki, nie chcą by padło na nie Chrystusowe światło, wolą ukryć zło w mroku – pisał w pierwszym rozdziale swojej Ewangelii święty Jan. I jest druga strona tego medalu: to prawość właśnie, kierowanie się dobrze uformowanym sumieniem, pozwala zrozumieć słowo Boże, a przez to także je przyjąć. Tak, to właśnie ta prawość jest glebą, na której słowo Boże może wyrosnąć i przynieść plon...
Stokrotny, sześćdziesięciokrotny, trzydziestokrotny? Od czego to zależy? Od gleby, od deszczu, od słońca... Nie od tego, który sieje. Może trochę od człowieka, który mógłby glebę swojego serca odpowiednio nawozić. Swoją religijną wiedzą, swoim życiem wiary w praktyce. Ale wiele jednak zależy od czynników na które nie ma wpływu. Wysokość plonu to już często kwestia Bożej łaski, która może sprawić, że liche się niespodziewanie wzmacnia, drobne staje się potęgą. Ale jeśli ziarno pada na dobra glebę jakiś niewielki choćby plon jest już pewny.
Co można zrobić?
Tak, to Chrystus sieje „słowo o królestwie”. I ma do tego pomocników. Nie od nich zależy jednak kiełkowanie czy wzrost. Niewiele też poradzą, gdy rola twarda, skalista czy pełna ukrytych czy ledwo widocznych jeszcze w czasie siewu chwastów. Sieją, ale nie jest ich winą, że ziarno przyniosło plon tylko tam, gdzie natrafiło na żyzną glebę. A gdy tej żyznej gleby niewiele, efekt pracy też mizerny... Można tylko czekać, aż Bóg przeorze tę rolę i ją użyźni....
A sami? Pewnie o glebę swojego serca możemy w jakiś sposób jednak zadbać. Skopać ją tam, gdzie twarda i niepodatna na przyjęcie ziarna słowa. Usunąć te wszystkie kamienie i skały, które sprawiają, że są w nas „glebowe płycizny”. Zadbać o wyplenienie chwastów grzesznych przyzwyczajeń. A potem cieszyć się plonem. Nawet jeśli wbrew nadziejom, jest skromny, ledwie trzydziestokrotny.
.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |