Tam nie da się niczego odegrać, tam spotkasz samego siebie. Przyjrzysz się sobie.
W relacjach z ludźmi możemy zapomnieć, jaka jest nasza prawdziwa twarz. Wiemy, jaką twarz chce zobaczyć babcia, kiedy się ją prosi o parę groszy. Mąż wie, jaką żona chce widzieć twarz, kiedy on pyta ją o pozwolenie na wyjazd na ryby. Dostosowujemy swoją twarz do otaczających nas ludzi i dlatego Pan Bóg mówi: „Idź na pustynię”. Tam nie masz się za co schować. Tam nie ma luster, nie ma gabinetów kosmetycznych i wizażystki. Tam nie ma rewii mody. Na pustyni jest się obmytym z makijażu.
Być może państwo to widzieli – parę lat temu krążyły w internecie zdjęcia słynnych aktorek w makijażu i bez. Często wydawało się, że to dwie zupełnie różne kobiety. Otóż Pan Bóg mówi: „Idź na pustynię, posiedź tam, a spotkasz się sam ze sobą”. Na pustyni nie będzie miejsca na twój makijaż, na twoje maski, które zakładasz na co dzień. Pewnie dlatego my często nie lubimy pustyni.
Czy zwrócili państwo uwagę na to, co tak wymęczyło apostołów, że musieli się ratować ucieczką w odosobnione miejsce? Pismo Święte mówi tak: „Wielu bowiem ludzi przychodziło i odchodziło”. Oni po prostu mieli już przesyt ludzi, ich spraw i problemów. Najogólniej rzecz biorąc, ludzie w naszym życiu dzielą się na takich, z którymi jesteśmy na dobre i na złe, i takich, którymi się w danym momencie otaczamy.
Pierwsza grupa to matka, ojciec, mąż, żona, dzieci. Ich nie da się zmienić, do końca życia będziemy mieć tę samą matkę i ojca, męża i żonę, dzieci. Ale są jeszcze ludzie, z którymi możemy się spotykać, jeśli mamy na to ochotę. Jeśli nie mamy, proszę bardzo, nie musimy się widzieć.
Dlaczego taką furorę robi ten wirtualny świat? Między innymi dlatego, że jak chcemy, to sobie z kimś na gadu-gadu albo na czacie porozmawiamy, a jak nie chcemy, to wyłączamy komputer i już tego kogoś nie ma. „Żeby tak moja żona miała taki przycisk on/off ” – myśli pewnie niejeden pan. Ale ona jest. I co ciekawe, to wcale nie ona nas wykańcza. Okazuje się, że bardziej męczą nas ci ludzie, którzy przychodzą i odchodzą. Bo my nie jesteśmy przy nich sobą. Dostosowujemy się do nich albo oni dostosowują się do nas. Dlatego Pan Bóg mówi przez Kościół, za co zresztą świat Kościoła nie cierpi: „Wejdź w relację, której nie wyłączysz”.
Ja zostałem księdzem do końca życia. Siostra zakonna zostaje w zakonie do końca życia. Bierzesz tego męża do końca życia, nie wyłączysz go. Telewizję też lubimy między innymi dlatego, że dany serial można włączyć i wyłączyć. Przyzwyczailiśmy się do tego, dlatego nie przeszkadza nam, że w naszym życiu ludzie przychodzą i odchodzą. Wpuszczamy ich do domu i wypuszczamy, ale przez to nie jesteśmy w stanie poznać ich naprawdę. Proszę zwrócić uwagę, że gdy umiera znany aktor, prasa pisze o nim, że był wielki i genialny. Idę o zakład, że gdy nastąpi ta smutna okoliczność, właśnie takie słowa przeczytają państwo w gazecie: wybitna osobowość, nieprawdopodobnie wrażliwy, wspaniały człowiek. Zastanawia mnie tylko, dlaczego gdy się czyta życiorys tego aktora, okazuje się, że miał pięć żon. Dlaczego ta pierwsza żona nie doszła do wniosku, że on jest taki wspaniały? Dlaczego druga nie doszła do podobnego wniosku? I ta trzecia?
W telewizji, w kinie, kiedy patrzymy na aktora, on coś odgrywa, kogoś udaje. To samo może robić, pokazując się już prywatnie w mediach. Jednak dopiero ci, którzy są z nim cały czas, potrafią ocenić, jakim człowiekiem naprawdę jest. Ja, proszę państwa, też mogę na mszy u Świętej Anny o piętnastej odegrać genialnego księdza – może mi się uda napisać takie kazanie, że buty wam pospadają z wrażenia. Gdybyście jednak spotkali się z tymi, z którym jestem blisko od lat, powiedzieliby wam, jakim człowiekiem naprawdę jestem.
Kościół, powtarzam, wzywa nas do zejścia na ziemię, chce nas obudzić ze snu. Zmieniamy środowiska, ideologie, ludzi, zmieniając też swoją twarz, a mamy trwać przy jednym. Dopiero wtedy okaże się, kim naprawdę jesteśmy.
Idź na miejsce pustynne. Sam. Tam nie da się niczego odegrać, tam spotkasz samego siebie. Przyjrzysz się sobie. Nie ukrywam, to trudne, dla wielu – nienaturalne. Myślę, że dlatego ludzie tak często nienawidzą ciszy...
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Nadzieja nigdy nie umiera". Autor: ks. Piotr Pawlukiewicz. Wydawnictwo ZNAK