Bo w teorii niby wiadomo. Gorzej w praktyce codziennych odniesień.
Spróbujmy jednak doprecyzować: ów dziedziniec zewnętrzny świątyni to tylko Jerozolima? Mamy tu do czynienia z figurą stylistyczną nazywaną synekdochą. Ot, kiedy „słyszmy witaj w moich skromnych progach” rozumiemy, że nie o progi chodzi, ale o dom. Tu jest tak samo. Nie o samą Jerozolimę chodzi, ale całego Izraela. To on został dany poganom na podeptanie. Jan ma go w swoich pomiarach pominąć, bo odrzuciwszy Chrystusa nie jest już – przynajmniej na razie nie – częścią tej nowej świątyni, nowego ludu Bożego, Kościoła...
Jak to powiedział w Ewangelii Jezus? „A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą” (Łk 21,24). A w innym miejscu: „Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani! Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie wam pusty. Albowiem powiadam wam: Nie ujrzycie Mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie” (Łk 13, 24-35). Czyli nie przyjmiecie mnie, Jezusa, jako Bożego Mesjasza...
To wszystko tylko do czasu, mówi Jezus. Jan w Apokalipsie tę samą myśl wyraził w inny sposób: napisał, że Miasto będzie deptane przez czterdzieści dwa miesiące. Czyli 1260 dni. Albo trzy i pół roku. Zapamiętajmy te liczby. To, licząc w latach, połowa siódemki, liczby wyrażającej pełnię. Trzy i pół znaczy, że tymczasem, że przejściowo. To czas próby... Na czas próby Izrael nie jest wartą poznania, zmierzenia przez Jana częścią Kościoła. Nim ma się już nim przejmować. A co potem? Zobaczymy gdy minie tych 1260 dni. Albo 42 miesiące, albo trzy i pół roku...
Od teologii do życia
Dwa zdania, mnóstwo treści. Ale też ważne dla nas, chrześcijan XXI wieku pouczenie. I to niezależnie od tego, którą interpretację wizji Jana przyjmiemy. Być może zresztą – tak to w Pismach Jana bywa – owe różne interpretacje wcale się nie wykluczają. Jan często posługuje się wieloznacznością... Jeśli więc w owym mierzeniu zobaczymy przypomnienie, że Kościół jest w budowie, która zakończy się przy końcu świata, z większym dystansem popatrzymy na istniejące w Kościele niedoskonałości czy nawet grzechy. To jeszcze dzieło niedokończone... Jeśli owo mierzenie świątyni miałoby być znakiem Bożej opieki – wizja niesie nam pociechę: cokolwiek by się nie działo, Bóg wie, Bóg czuwa, Bóg nie tylko znajdzie, ale już zna rozwiązanie tego problemu....
Jeśli zaś zobaczymy w tym wezwaniu Jana do zmierzenia świątyni wezwanie do poznania Kościoła... Czym się jawi? Nie jest budowlą: jest wspólnotą ludu Bożego. I nie jest jak różne ziemskie organizacje czy partie polityczne: przecież jest rzeczywistością ogarniającą także niebo. Czyli jest w niej (wspólnocie Kościoła) i Bóg i ci, którzy wierząc w Chrystusa odeszli już do wieczności. Uprzedzając zaś dalszy ciąg tej wizji można powiedzieć: nie patrz na Kościół jako na coś, co kształtuje rzeczywistość: dostrzeż, że kształtuje ją – przez Kościół! – sam Bóg.
Często, zbyt często, spotykamy się w naszych czasach z patrzeniem na Kościół w wymiarze mocno spłaszczonym: jakby był tylko jedną z wielu organizacji, tyle że zajmującą się kultem Boga i pouczaniem ludzi o moralności. I nie o niewierzących tu chodzi, bo oni mają prawo nie wiedzieć, ale o chrześcijan, także tych z teologicznym wykształceniem. To mówienie, pisanie o Kościele z perspektywy socjologicznej, akcentowanie strony organizacyjnej, sprowadzanie powołania do skutecznego oddziaływania pedagogicznego, wychowania w duchu wiary do troski o dobre samopoczucie... A przede wszystkim to oskarżanie o nieudolność siebie nawzajem w obliczu odchodzenia młodych od wiary... Teoretycznie wiemy, że wiara jest łaską, że Bóg ma swoje plany. W praktyce zachowujemy się, jakby wszystko zależało od nas. Od naszej umiejętności dialogu ze światem, od naszych umiejętności pedagogicznych, od zgrabnych kazań, przemyślanych i „przemodlonych” rekolekcji... A Kościół to coś więcej. I naszym zadaniem, owszem, jest prorokować, głosić Ewangelię, ale przecież to Bóg daje wzrost, to On wszystkim wedle sobie tylko znanego planu kieruje... Janie, Pawle, Marku, Agnieszko, Doroto – zmierzcie świątynię, ołtarz i wielbiących Boga. Poznajcie, zrozumcie tę rzeczywistość, a nie traktujcie jej jakby była polityczną partią (w tym sensie, że najważniejsze jest, by skutecznie przekonywała do głosowania na jej kandydatów)...
Być może też i w owym oddanym poganom dziedzińcu świątyni, w owym deptanym przez nich Świętym Mieście, wolno nam dziś zobaczyć tę część ludu Bożego, która, podobnie jak kiedyś Izrael, odrzuca Jezusa. I znów nie chodzi o niewierzących. Raczej o tych, którzy uważają się za lud Boży, za jego część, a tak naprawdę Boga odrzucili. Przestali Go słuchać, przestali słuchać Chrystusa. Dokładniej: odrzucili Jego autorytet. To ta część Kościoła, która pisze dziś własne wersje Ewangelii, wycinając z nauczania Jezusa co niewygodne, a uzupełniając tym, co za postępowe uważa dzisiejszy świat. To już – przynajmniej na razie – nie jest część tej świątyni. To, co tworzą jest bez przyszłości „ich dom pozostanie pusty” Czy deptani w różnoraki sposób przez dzisiejszych pogan przejrzą i zawołają „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie”? Zobaczymy gdy minie to ich 1260 dni. Albo 42 miesiące, albo trzy i pół roku...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |