Moja sprawiedliwość ma być większa niż tych, którzy nie są uczniami Jezusa, bo ma zawierać w sobie miłość do człowieka. W tej sprawiedliwości nie ma osądzania drugiego i wskazywania jego wad i przewin, ale jest nieustanne przyglądanie się sobie samemu: na ile to moje postępowanie nastawia przeciwko mnie drugiego człowieka.
Bo nawet, gdy ktoś mnie krzywdzi, może być w tym element i mojej winy: że w odpowiednim czasie nie powiedziałam „przestań!”, że nie zakreśliłam właściwych granic.
Moja sprawiedliwość ma być na wzór sprawiedliwości Bożej. A On nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i miał życie.
Dlatego nieustannie nawiedza nieurodzajną glebę mego serca, nawadnia jej bruzdy, wyrównuje skiby, spulchnia i błogosławi. On wie, że twarda gleba grzechu i egoizmu nie przyjmie wody miłości i miłosierdzia. Wie, że musi zostać „uprawiona” cierpieniem, poznaniem własnej małości i słabości.
Dopiero, gdy strumień Bożej miłości rozleje się w mojej duszy, pojawia się plon i obfity urodzaj dobrych uczynków i pokoju serca.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.