Czasem tak trudno się z tym pogodzić. Tak trudno zaakceptować, że Jego myśli nie są naszymi, że Jego droga wiedzie inaczej. Wolelibyśmy zaiste, by był czasem mniej wzniosły, mniej boski, bardziej uchwytny. Bliski, miłosierny, potężny – tak, jak najbardziej. Ale czemu tak bardzo żąda naszego zaangażowania? Czemu każe nam być świadkami własnej hojności? Ba, jej uczestnikami. Czy nie wystarczy, że pracowaliśmy cały dzień w pocie czoła, znosząc „ciężar dnia i spiekoty”? Czemu nasz denar, nasza sprawiedliwa zapłata, nie budzi w nas poczucia dobrze spełnionego obowiązku, a żal? Jesteśmy zależni od tego, co nam da – czujemy to doskonale. Ale czemu daje w taki sposób – obnażając nasze ambicje, oczekiwania, przymus porównywania się z innymi, potajemne kalkulacje? Na co właściwie liczyliśmy? Na co liczymy? Chcemy być pierwsi czy ostatni? Czy jest w nas zgoda na Jego sposób działania?
Czy ufamy, że Mu zależy, że myśli o nas, że ta droga jest nasza?
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.