Czytam prośbę świętego Pawła: „Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie, dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha”... Te same? I niczego nie pragnąć dla próżnej chwały, ale w pokorze oceniać innych jako wyżej stojących od siebie?
Właściwie co mi szkodzi? Przecież to Jezus jest Panem. I chodzi nie o to, by było po myśli mojej albo kogoś innego, ale by było zgodnie z tym, czego On chce. Prywata w tej grze nie ma sensu. To skazanie się na porażkę...
Modlitwa
Nie jestem, Panie, aż tak naiwny, żeby wierzyć, iż dążąc do dobra można nigdy z nikim nie wejść w żaden konflikt. Znam siebie, trochę też innych. Wiem, że im bardziej jesteśmy przekonani, iż nasze racje są jednocześnie Twoimi racjami, tym trudniej nam ustąpić. Ale od dziś nie chcę już konfliktu. Chcę być choć trochę jak Ty. Jak to śpiewałem kiedyś z piosence? „Mój Bóg depczący z wzgarda trony, a kwiatom zstępujący z drogi”...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.