Rzecz nie idzie o motyw samotworzącej się historii z możliwie nieskończoną ilością zakończeń ze znanego filmu Wolfganga Petersena sprzed niemal trzydziestu lat, którego bohaterem był Bastian, nieśmiały jedenastolatek. Sprawa dotyczy innego, wciąż wracającego w ludzkiej historii motywu wdzięczności i batalii o prawdę.
W wielu tekstach lud Izraela jest utożsamiany z księżycem – jego zmienność symbolizuje koleje losu Izraela, a w jego odnawianiu się znajdujemy znak nadziei.
O Jerozolimie, świętym mieście Izraelitów, Biblia mówi około tysiąca razy. To tam znajdowała się świątynia, gdzie naród wybrany składał swe ofiary.
Wszystko jest potrzebne, wszystko ubogaca, wszystko jest łaską dla kogoś, kto przeżywa los swój w Chrystusie.
Dramat człowieka współczesnego nie polega na tym, że w jego życiu nie ma Boga, ale że nie cierpi już z powodu Jego nieobecności.
Gdy podczas drugiej podróży misyjnej przybył tu św. Paweł, miasto miało za sobą historię około tysiąca lat. Od 133 r. przed Chr. było stolicą rzymskiej prowincji Azja.
Jakoś tak się utarło, że dyktatorów i tyranów, którzy mają na sumieniu śmierć tysięcy, a nawet milionów ludzi i eksterminację całych narodów czy społeczności, niejednokrotnie zwykło nazywać się panami życia i śmierci.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...
Rozumem nie potrafimy ogarnąć istoty Boga. Wiemy za to, rozumiemy, kim jest dla nas, jaki jest dla nas.
Garść uwag do czytań na święto Matki Kościoła z cyklu „Biblijne konteksty”.
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.