Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »To błogosławieństwo zaskakuje. Rozumiem, kiedy do ubogich należy albo że smutni będą pocieszeni. Ale niby dlaczego posiąść mają cisi?
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Połowa lat siedemdziesiątych poprzedniego wieku. Pociąg powoli wjeżdżał na peron. Wśród przyszłych pasażerów nerwowe poruszenie. Uda się znaleźć dobre miejsca? Lekki szok, gdy okazuje się, że w niby podstawianym dopiero pociągu siedzi już całkiem sporo osób. W końcu stanął. Drzwi dokładnie w tym miejscu, w którym stałem. Ja, dumny absolwent piątej klasy podstawówki i moja mama. Wystarczyło je otworzyć i wejść. Ale wtedy... Do dziś nie bardzo wiem jak to się stało. W każdym razie do pociągu weszliśmy jako jedni z ostatnich. Dobrze, że znalazło się choć miejsce stojące. Po raz pierwszy tak namacalnie doświadczyłem wtedy, jak sprawne mogą być ludzkie łokcie...
Nie ma co żyć złudzeniami. To nie jest tak, że człowiek zdolny, solidny i kompetentny wcześniej czy później zostanie dostrzeżony. Że w końcu za solidna robotę na jego głowę spadną laury i pochwały. W świecie w cenie były, są i będą siła przebicia, samochwalstwo i tupet. Chwali się tych, którzy najpierw sami się pochwalili. Którzy o swoich pomysłach mówią „genialne”, a o swoich pracach „przełomowe”, „zjawiskowe” albo „kultowe”. Takich, którzy chętnie mówią, że oni „jako pierwsi”, choć idą szlakiem dawno przetartym przez innych. Takich, którzy na każdym kroku odsłaniają swoją niewiedzę twierdząc, że oni „jako jedyni”. Potem już jest z górki. Ktoś ważny ich zauważył? Za chwilę pod wpływem jego opinii zauważy ktoś inny. A wtedy i wielu maluczkich dojdzie do wniosku, że oto mają do czynienia z kimś lub czymś wyjątkowym.
Jednak nie o tych z pierwszego rzędu Jezus mówi, że są błogosławieni. Szczęśliwymi nazywa cichych. Czyli tych, którym nie wychodzi robienie wokół siebie szumu. Tych, którzy solidną robotę traktują jako normę, więc nie bardzo wiedzą czym niby mieliby się chwalić. Takich, którzy nigdy do niczego specjalnego się nie dopchali, a brali głównie rzeczy, których inni nie chcieli. Jezus nazywa szczęśliwymi tych z ostatniego rzędu. I chyba nie tylko dlatego, że to oni kiedyś, pewnie ku oburzeniu dzisiejszych ważniaków, staną się właścicielami ziemi.
Po zaszczyty i ważne stanowiska sięgać mogą tylko niektórzy. I często, by na swoim miejscu się utrzymać, muszą prowadzić grę pozorów. Albo zaciekle, wszystkimi moralnymi i niemoralnymi sposobami walczyć o swoją pozycję. Szaraczkowie nie mają takich dylematów. A że stanowią zdecydowaną większość i z reguły są znacznie bardziej autentyczni, łatwiej wśród nich o przyjaciół. Takich prawdziwych, bezinteresownych. Łatwiej też o sympatycznych znajomych, którzy bez oglądania się na swoje podzielą się kromką chleba i dobrym słowem.
To za mało? Pewnie tak. Zwłaszcza gdy człowiek cichy widzi, jak do ważnych funkcji i zaszczytów dopychają się niekompetentni karierowicze. Ale co tam: zyskiem jest to, że się nie uczestniczy w tym wyścigu szczurów. Że bliźni jest potencjalnym przyjacielem, a nie rywalem, z którym trzeba walczyć o pozycję. A gdy do tego ma się już schowany w szufladzie akt własności całej ziemi....
Trzeci tekst z cyklu "Na ścieżkach błogosławieństw"
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |