Życie duchowe człowieka jest jak chodzenie górską granią. Trzeba uważać, by z niej nieopatrznie nie zejść. Ani w prawo ani w lewo.
Czas zacząć snuć trzecią opowieść o „Konstytucji królestwa”, Jezusowym „kazaniu na górze”. Pierwsza dotyczyła preambuły owej konstytucji i zasadniczych celów, ku którym ma zmierzać chrześcijanin. To dziewięć błogosławieństw, wskazanie głównego zadania uczniów Jezusa – że maja być solą ziemi i światłem świata – oraz wyjaśnienie, jak ma się to nowe prawo Królestwa do starego. W drugiej, opartej w dużej mierze na niektórych przykazaniach dekalogu, mowa była przede wszystkim o relacjach ucznia Chrystusa z bliźnimi. W trzeciej...
Portal Wiara.pl
Kazanie na górze s3 c1
Teraz czas na wskazania dotyczące relacji chrześcijanina do niego samego; wyjaśnienia, czego uczeń Chrystusa powinien się strzec, by nie pogubić się na ścieżkach życia duchowego. Oczywiście nigdy nie jest tak, że to jaki jestem to tylko i wyłącznie moja sprawa. Ja, moje wnętrze, rzutują też na moje relacje z bliźnimi. I z Bogiem też. Dlatego tak ważne i w relacji z bliźnimi i z Bogiem, by i samemu być duchowo zdrowym. I Jezus właśnie na takich wskazaniach w dalszej części swojego kazania na górze się koncentruje. Tu chodzi o mnie, o mnie jako chrześcijanina: jakim człowiekiem jestem, co jest dla mnie ważne, a co nie, czego dla swojego dobra powinienem unikać, a czego szukać. Tak, bo na ścieżkach chrześcijańskiego życia też można się pogubić.
To życie jest jak chodzenie górską granią. Trzeba uważać, by z niej nieopatrznie nie zejść. Ani w prawo ani w lewo. Po jednej stronie czyha pokusa aktywizmu: nieistotne jak wygląda moje wnętrze, ważne co robię dla Kościoła i dla bliźnich. Tymczasem to moje bałaganiarskie wnętrze często rzutuje na to co i jak robię. Rzutuje też na moje relacje z bliźnimi. Mogę z igieł robić widły, a sprawy istotne marginalizować. Mogę w najlepszej nawet wierze ranić bliźnich. Bo rzucając się na realizację zadań i osiąganie celów straciłem z oczu trzeźwą ocenę środków, jakich powinienem używać. A z czasem w owym aktywizmie grozi wypalenie. Nie wiem po co to wszystko mam robić...
Po drugiej zaś stronie owej grani duchowego życia jest pokusa zajmowania się tylko sobą. Swoiste łakomstwo duchowe, które pragnie wielu mądrości, przemyśleń, łask, doznań, ale które wzdryga się przed przełożeniem teorii na praktykę życia codziennego. Jest się wtedy chrześcijaninem tylko w swojej izdebce i w kościelnej kruchcie. W sprawach rodzinnych czy społecznych przyjmuje się wtedy zupełnie inny system wartości. Nawet taki, który wspiera niemoralność. Często zresztą taki brak konsekwencji w chrześcijańskim wartościowaniu sprawia, że bliźni stają się pretekstem do usprawiedliwienia własnej niedoskonałości. Na zasadzie „byłbym świętym gdyby ci ludzie obok mnie byli inni”...
Jak więc iść, żeby się nie zgubić? Zapraszam na trzecią opowieść o Konstytucji królestwa.
Zobacz też:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |