W mało znanym i niewielkim miasteczku Nazaret w Galilei (J 1,45) żyła Maryja – piękna, młoda dziewczyna, zaręczona z Józefem – cenionym w tym mieście stolarzem.
Tak! – pomyślała – pełen radości pokój i wolność są tym, na co czekałam! – Miłujący Boże, ześlij nam dziś Księcia Pokoju – modliła się. W Jej duszy pojawiły się słowa proroka Micheasza. Mówił on o miejscu, w którym miał się narodzić Mesjasz:
Wstań i młóć, Córo Syjonu! Bo róg twój uczynię z żelaza, a kopyta twoje zrobię ze spiżu. (…) A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie wyjdzie dla mnie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności (Mi 4, 13a; 5,1).
A ty, Betlejem Efrata! – to wyraźne proroctwo wyjaśniło Jej, że żadna kobieta z Nazaretu nie mogłaby zrodzić Obiecanego. Musiałaby być z Betlejem albo w Betlejem.
Jej serce na chwilę zamarło, ale rozważała dalej. Czy Betlejem nie było miastem wielkiego króla Dawida? Miastem, z którego pochodził Jej narzeczony, Józef? Tak, on był z domu i rodu Dawida (Łk 2,4). I poślubiając go, Ona także należała do rodu Dawida.
Maryja nie mogła pohamować niewyjaśnionej radości. Wstała i pobiegła do pobliskiego strumyka, gdzie usiadła, wyśpiewując głośno piękną pieśń, którą lubiła nucić z przyjaciółkami:
Jak miłe są przybytki Twoje,
Panie Zastępów!
Dusza moja usycha z pragnienia i tęsknoty
do przedsionków Pańskich.
Moje serce i ciało radośnie wołają
do Boga żywego (Ps 84,2-3).
Siedząc na trawie i śpiewając, Maryja spoglądała w górę na wspaniałe błękitne niebo, przez które od czasu do czasu przemykały białe chmury. A gdy Jej oczy tak gorliwie wypatrywały jego głębi, poczuła przynaglenie do przebywania w obecności Boga wszechmocnego, a jednocześnie tak kochającego.
Nagle przypomniała sobie kolejne wspaniałe proroctwo wielkiego proroka Izajasza wypowiedziane do słabego króla Achaza:
„Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze!”. Lecz Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił” (…). „Słuchajcie więc, domu Dawidowy (…) Pan sam da wam znak: Oto PANNA pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem EMMANUEL” (Iz 7,11-14).
Wydawnictwo M Z tymi słowami wybrzmiewającymi w sercu i myślach wróciła do domu na wpół biegnąc, na wpół podskakując. Kiedy wieczorem wysypała mąkę, aby zagnieść ciasto na chleb, Jej przepełnione miłością serce wciąż rozważało wszystkie te wydarzenia i słowa Pisma.
Była prawdziwie zakochana. Zakochana w Bogu, który przemówił tak wyraźnie przez swoje Słowo. Zakochana w Jego głosie niosącym miłość i pocieszenie, wyzwolenie i wybawienie. W swoim czystym sercu ukryła dźwięk Jego słów i czekała…
***
Tekst jest fragmentem książki "Maryja matka Jezusa". Autor: Renu Rita Silvano STD. Wydawnictwo M.