W dziejach biblijnego Izraela istnieje przedziwne napięcie. Z jednej strony naród wybrany jest dziedzicem wielkich obietnic, a z drugiej jego losy wciąż znaczone są pasmem najazdów, klęsk i deportacji.
Potomkowie patriarchy Jakuba mieli świadomość swej wyjątkowości, a przecież co krok doświadczali bolesnych skutków ówczesnych potęg. Może dlatego tym bardziej pamiętali nieliczne zwycięstwa.
Upokorzone krainy Zabulona i Neftalego to ziemie, które doświadczyły bezlitosnych najazdów Asyryjczyków. Wśród nich szczególnie zaznaczyły się te, które poprowadził król Tiglat-Pileser III, jeden z potężniejszych władców i zarazem wodzów Asyrii z drugiej połowy VIII w. przed Chr.
Władał w okresie bodajże największej ekspansji tegoż imperium. Zasiadał na tronie wielkiego i niezwyciężonego władztwa w czasie, gdy w Jerozolimie, stolicy niewielkiej Judy, działał tytan ducha, prorok Izajasz.
Czy da się przeciwstawić sobie te dwie osobowości? Tiglat-Pileser miał potężną armię. Bojowe rydwany wyposażył w koła nie o sześciu, ale o ośmiu szprychach. Ta innowacja pozwoliła na wyposażenie ówczesnych „czołgów” w dodatkowego żołnierza. Jeden powoził, a drugi walczył. To była rewolucja, która czyniła jego konnicę niezwyciężoną.
Naprzeciw stanął niby-bezbronny Izajasz, wyposażony jedynie w moc słowa otrzymaną od swego Boga. I oto potęga asyryjskiego wodza nie dała rady. Owszem, północne rubieże Palestyny doznały upokorzenia, ale Jerozolima pozostała wolna.
A przecież prorok w swej wizji nie zatrzymywał się na współczesności. Prorocka wizja przenosi się w mesjańską przyszłość, gdy „naród kroczący w ciemnościach” ujrzy prawdziwe światło. To będzie czas, który zostanie porównany do zwycięstwa izraelskiego sędziego Gedeona nad Madianitami sprzed kilku wieków.
Tam Bóg dał triumf swym wybranym, niepolegający na sile oręża. Bo ostateczna wygrana jest po stronie tych, którzy stoją przy Bogu, a triumf wodza to wygrana tego, na kim spoczywa Boże błogosławieństwo.
***
Tekst czytania znajdziesz tutaj