Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Sługa Jahwe skarży się, że za pełnienie swojej misji jest prześladowany. Tak jak parę wieków później prześladowany był Chrystus. Bity, targany za brodę, znieważany, opluwany. Sługa Jahwe to przyjmuje, gdyż jest przekonany, ze tak trzeba, a ostatecznie wszystko dobrze się skończy. Podobnie jak Jezus przechodzi przez mękę i śmierć będąc świadom, że wszystko skończy się zmartwychwstaniem.
Warto zauważyć, jak Sługa Jahwe charakteryzuje swoja misję. Jest tam mowa o pokrzepianiu serc ludzi strudzonych i o „otworzeniu ucha”, by sługa „słuchał jak uczniowie”. Kogo słuchał? Oczywiście Boga, nie trosk ludzkich. Tak wynika z kontekstu. Sługa wypełnia wolę Pana. Z tego posłuszeństwa woli Pana wynika jego misja pokrzepiania ludzkich serc. Ale też właśnie to posłuszeństwo wobec Pana powoduje, że spadają na niego różnorakie szykany. A On je przyjmuje.
Trudno nie zauważyć, że dokładnie to robił Pan Jezus. Głosił Ewangelię, Dobrą Nowinę o nadchodzącym królestwie, o Bożym zmiłowaniu, o Jego zbawieniu. I leczył, wypędzał złe duchy, karmił... Strudzeni codziennymi troskami znajdowali w Nim wsparcie. Ale właśnie z powodu swojej misji, będącej wypełnianiem woli Ojca, Jezus naraził się możnym swojego czasu. Przeszkadzało im Jego nauczanie, uzdrawianie, wypędzanie złych duchów. Mówili, że to zagraża Izraelowi, bo Rzymianie stłumią każde powstanie. Ale tym samym pokazywali, że dla nich „ręka Boga jest zbyt krótka, żeby ich wyzwolić” (Iz 50, 2, tuż przed Pieśnią sługi Jahwe). To był pretekst. Tak naprawdę chodziło o przywództwo. O to, że musieliby się przyznać do błędów. To z tego powodu chcieli się Jezusa pozbyć. Jezusa zaprowadziło na krzyż to, że nie wchodził z przywódcami w żadne układy, że ich nie hołubił, nie kadził im, a wytykał im niezrozumienie zamysłów Bożych. Postępował zaś w ten sposób, gdyż nie miał jakąś polityczną grą spowodować, że stanie się przywódcą. Miał być posłuszny Ojcu. Miał przekazać to, co Mu Ojciec zlecił. I to bycie posłusznym Ojcu zaprowadziło Jezusa na krzyż.
Dokładnie ta sama myśl jest też zawarta w drugim czytaniu, z listu do Filipian. A śpiewany w liturgii tego dnia Psalm responsoryjny stanowi zdumiewającą w swoich szczegółach zapowiedź cierpień, które spotkały Jezusa…
2. Kontekst drugiego czytania Flp 2,6-11
Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z Listu św. Pawła do Filipian. To tak zwany „Hymn o kenozie” (uniżeniu). Uważa się go raczej za utwór wcześniejszy, tylko przez autora zamieszczony w tym liście. Wykorzystany by zachęcić chrześcijan do przyjmowania w pokorze różnych życiowych niedogodności ukazuje sens męki i zmartwychwstania Jezusa. Co ważne, ukazuje ten sens właściwie tak samo, jak ukazywała to prorocka zapowiedź Izajasza.
Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
Pobożność pasyjna każe nam rozpamiętywać okrutne męki, które zadano Jezusowi. I każe myśleć, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (z czwartej Pieśni Sługi Jahwe). To prawda. Ale nie do końca. Bo rodzi pewne nieporozumienie: myślenie, że zbawiły nas te wszystkie cierpienia Jezusa; że Jego fizyczny ból dał nam zbawienie. Stąd już tylko krok do rodzącego się w niektórych pytania, czy przypadkiem Ojciec nie jest zwykłym okrutnikiem. No bo skoro dla naszego zbawienia potrzeba Mu było strasznych cierpień Syna… to czy nie jest tak, że znajduje On satysfakcję w zadawaniu Synowi (i człowiekowi) wymyślnych katuszy?
Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Go nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoja godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga). Nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |