Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Dlaczego? Bo listonosz jest człowiekiem, który nie szuka odwetu, ale oddaje wszystko, co otrzymuje, niczego nie zostawiając dla siebie.
Agencje informacyjne przekazały informację, która wręcz nie mieści się w głowie. Jordański pilot Muath al-Kasaesbeh został spalony żywcem przez bojowników Państwa Islamskiego. Oblany łatwopalną substancją, ubrany w pomarańczowy uniform, został zamknięty w klatce. Tam go podpalono, a na koniec buldożer rozjechał klatkę. Czy to możliwe w XXI wieku? Okazuje się, że tak. W odpowiedzi władze jordańskie zapowiedziały, że nie uwolnią irackiej islamistki Sadżidy al-Riszawi, ale w odwecie zostanie stracona.
Oko za oko, starożytna zasada odwetu? Jej źródła niektórzy szukają w Starym Testamencie. W Księdze Kapłańskiej znajdujemy bowiem taki zapis: „Ktokolwiek skaleczy bliźniego, będzie ukarany w taki sposób, w jaki zawinił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb”. Bardziej dociekliwi wiedzą, że ta zasada pojawiła się na Bliskim Wschodzie ponad 1000 lat wcześniej niż zredagowano Księgę Kapłańską. Stała się kluczem prawodawstwa babilońskiego króla Hammurabiego. Ale i tu historycy twierdzą, że to kopia, bo tak naprawdę po raz pierwszy zasada odwetu pojawiła się w sumeryjskim kodeksie Lipit Isztara, na którym wzorował się Hammurabi.
Wówczas nie miała ona w sobie tej surowości, jaka dziś brzmi w naszych uszach i w wyobraźni. Wręcz przeciwnie. Jej klarowny zapis powstrzymywał bowiem rozpowszechnioną w tamtej mentalności zemstę bez granic. Oko za oko miało znaczyć jedno oko za jedno oko, a nie oślepienie za okaleczenie. Złamanie za złamanie, a nie zabójstwo za pobicie.
Tymczasem Pan Jezus w Kazaniu na Górze stare prawo odwetu stawia w tak nowym świetle, że nawet dziś tchnie ono absolutną nowością: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.
Właśnie wróciłem z pogrzebu mamy mojego przyjaciela księdza. Pani Lucyna Warso była listonoszem. Kaznodzieja, opowiadając o jej życiu, nawiązał do jej pracy, pokazując, że powołanie chrześcijańskie tak bardzo przypomina pracę listonosza: „Listonosz jest człowiekiem, który oddaje wszystko, co otrzymuje, niczego nie zostawiając dla siebie” - mówił ks. Edward Poniewierski. W tym momencie ta myśl skojarzyła mi się z wczorajszymi obrazami tamtego okrutnego mordu na pilocie i zapowiedzi odwetu.
Niejednokrotnie słyszałem, że chrześcijaństwo jest źródłem przemocy. Może źle odczytane lub zrealizowane tak, ale nie jako doktryna. Genitalia na krzyżu, spółkująca homoseksulanie Trójca i wiele innych przykładów, w tym mordowanie chrześcijan i palenie kościołów, nie owocują nawoływaniem do odwetu. Nie słychać okrzyków: karykatura za karykaturę, pożar za pożar, śmierć za śmierć. Choć serce nieraz boli i zęby się zaciskają, nie robimy tego, bo Pan Jezus powiedział: „Miłujcie nieprzyjaciół”. Staramy się, choć czasem nie do końca wiemy, jak to zrobić. Może podpowiedzią będzie tu obraz listonosza, nieznanej w Biblii metafory chrześcijanina?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |