Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Naśladowanie Jezusa to pewna droga. Idąc nią człowiek nie zbłądzi.
Miłujcie nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was nienawidzą – uczył Chrystus. Chrześcijanie wszystkich pokoleń muszą czuć się tym wezwaniem zobligowani. Nie mogą mówić, że innych czasach, w innych okolicznościach, to może tak, ale w naszym tu i teraz nie da się i koniec. Tylko co to konkretnie znaczy kochać?
Ewangelie pełne są scen, w których Jezus z kimś rozmawia, kogoś naucza. To Jego uczniowie, do różni przychylnie do niego nastawieni, to różni ciekawscy, ale bywa, że wysłani dla „pochwycenia Go w mowie” albo i wprost Jego wrogowie. Zostawmy tych pierwszych. Jak Jezus kochał swoich nieprzyjaciół? Co im mówił? Jaką postawę wobec nich przyjmował? Zdecydowanie najwięcej wrogości było wokół Niego w noc, a potem dzień Jego męki. Przyjrzyjmy się więc postawie Jezusa w tamtych godzinach. Żeby wiedzieć, jak chrześcijanin dziś ma kochać swoich nieprzyjaciół.
Scena zatrzymania w Getsemani
Przypomnijmy: po ostatniej wieczerzy Jezus wychodzi do ogrody Getsemani, gdzie się modli. Tam, jak się okazuje, czeka na aresztowanie. Dokonuje go, jak napisał Ewangelista Mateusz, prowadzona przez Judasza „zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu”. Dochodzi do krótkiej bijatyki, w której sługa arcykapłana traci ucho, ale przerywa ją Jezus mitygując Piotra i pozostałych uczniów. Co słyszą z ust Jezusa Jego wrogowie?
Najpierw zdrajca Judasz. „Przyjacielu, po coś przyszedł?” – pyta go Jezus w Ewangelii św. Mateusza. „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” – notuje z kolei Ewangelista Łukasz. Pozostali milczą na temat słów Jezusa skierowanych do Judasza. I w jednym i drugim stwierdzeniu nie ma wrogości. Na pewno nie ma jednak też wyrozumiałego pogłaskania po główce. Jest prawda. Jezus swoimi pytaniami uświadamia, jak wielkiej dopuszcza się podłości.
A owa „zgraja”? Synoptycy przekazują słowa, które kieruje do nich Jezus prawie tak samo. „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie” – zapisał Marek. On i Mateusz dodają zaraz frazę o konieczności wypełnienia się Pism, Łukasza dodaje „lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności”.
Ciut inaczej przedstawia tę scenę Ewangelista Jan. Pojawiają się słowa Jezusa „JA JESTEM”, na dźwięk których chcący Go pochwycić klękają przed Nim. I jest stwierdzenie, które zapobiega większej szarpaninie czy nawet rozlewowi krwi: „Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym (Jego uczniom) odejść!”.
Nie sposób nie zauważyć: Jezus w tej chwili nie naucza o Bogu, o królestwie, o przebaczeniu: nic z tych rzeczy. Pokazuje pokrętne zamiary tych, którzy przyszli go aresztować i ich mocodawców: nie odważyli się zatrzymać Go oficjalnie, w świetle dnia, choć przecież mogli. Robią to, jakby sami się tego wstydzili; w mroku nocy. Podobnie jak w przypadku Judasza, to pokazanie im złej prawdy o nich samych.
Zastanawiające, prawda? Pokazanie człowiekowi złej prawdy o nim samym nie jest, w każdym razie nie musi być, wyrazem braku miłości. W tym momencie z całą pewnością tak nie jest. Jezus uznał, że to taka właśnie chwila, że trzeba uświadomić prawdę bez owijania w bawełnę: postępujecie podle, macie niecne zamiary. W jakich sytuacjach chrześcijanin powinien zachować się podobnie, pozostawiam ocenie tych, którzy te słowa czytają. W każdym razie nie można powiedzieć, jak to całkiem sporo chrześcijan dziś robi, że uświadamianie człowiekowi, iż źle postępuje, jest zawsze grzechem braku miłości bliźniego. Sam Chrystus, którego chrześcijanie powinni naśladować, w chwili zatrzymania Go w Ogrojcu tak właśnie postąpił.
Przed Sanhedrynem
To był sąd nad Jezusem. Dziwny sąd, podszyty nieprawością, bo nie chodziło o prawdę o Jezusie, ale o pretekst, by móc Go skazać na śmierć. Zarówno Mateusz jak i Marek przekazują że Jezus milczał; nic nie odpowiadał na stawiane Mu zarzuty. Odpowiada dopiero na pytanie arcykapłana o to, czy jest Mesjaszem, Synem Błogosławionego. U Marka tak to zapisano:
Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?» Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?» Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: «Prorokuj!» Także słudzy bili Go pięściami po twarzy.
To jedyne, co w relacji tych Ewangelistów Jezus mówi przed sądem Sanhedrynu: wyznaje, że jest Synem Bożym równym Ojcu. Dla Żydów to bluźnierstwo, więc jako bluźniercę z "czystym" już sumieniem skazują Go na śmierć.
U Łukasza poznajemy powód milczenia Jezusa: na moment przed wyznaniem, że jest Synem Bożym mówi do sądzących Go: "Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej"
Jezus po prostu wie, że to farsa i dlatego milczy. Wie, że ich nie przekona, bo oni nie szukają prawdy, tylko pretekstu, żeby Go skazać. I tak faktycznie było: gdy wyznał że jest Bogiem, już nikt nie chciał z Nim dalej rozmawiać. Pretekst się znalazł, proces się skończył, skończyło się rozmawianie.
Ta scena to chyba ważne przypomnienie: są sytuacje, gdy nie warto rozmawiać. Nie warto, bo adwersarze nie czekają na wyjaśnienia, nie chcą poznać prawdy, absolutnie nie dopuszczają możliwości, że zmienią zdanie, ale szukają pretekstu, żeby móc oskarżyć. Nie było brakiem miłości bliźniego, gdy w takiej sytuacji Jezus milczał. I nie będzie jeśli chrześcijanin w podobnej sytuacji będzie milczeć, a jedyne co zrobi, to da świadectwo prawdzie. Bez wycofywania się z tego, co mówił wcześniej, bez szukania jakiegoś porozumienia; w takich sytuacjach to nie ma sensu. Ocenę kiedy nie ma sensu, zostawiam oczywiście Czytelnikom. Ale nie można powiedzieć, jak nieraz dziś się powtarza, że nie wdać się w dyskusję to zawsze lekceważący bliźniego brak miłości. Wręcz przeciwnie: milczenie i danie świadectwa prawdzie to danie mu szansy, by zobaczył swoje prawdziwe intencje, by słysząc tylko co sam mówi, zobaczył kim tak naprawdę jest.
Nieco inaczej wydarzenia po aresztowaniu w Ogrójcu opisuje św. Jan. O Kajfaszu, a więc i samym procesie, ledwo wspomina. Szerzej pisze co się działo wcześniej, u Annasza. Nie ma tam wyznania Jezusa, że jest Synem Bożym. Jest rozmowa. Ale....
Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»
Taki był sens rozmawiania – chciałoby się powiedzieć. Jak nie będziesz rozmawiał dość uniżenie, dość grzecznie, to dostaniesz po... że chodzi o Jezusa, napiszmy twarzy, ale wiadomo, że zwykły chrześcijanin dostałby po gębie, pysku, mordzie, może nawet ryju.
Jezus, choć ważył się Jego los, wyraźnie nie kwapił się więc do rozmowy. Wiedział, że to nic nie da; że to nie ma sensu. Bo nie chodzi o prawdę, tylko o to, by znaleźć pretekst do skazania Go. Trudno więc twierdzić, że chrześcijanin, który znajdzie się w podobnej sytuacji, powinien zawsze z oskarżycielami rozmawiać, bo tego domaga się miłość bliźniego. Nie, to nie jest tak. Nie trzeba uczestniczyć w farsie, nie trzeba jałowym tłumaczeniem narażać się na dodatkowe pośmiewisko. Milczenie czy zdawkowe danie świadectwa prawdzie jest wystarczającym okazaniem niesłusznie oskarżającemu bliźniemu należnej mu miłości.
Zauważmy koniecznie jeszcze jedno: w scenie, według różnych relacji Ewangelistów, uczestniczy cała rzesza świadków. Część z nich bije Jezusa i szydzi z Niego. Z nimi Jezus też nie rozmawia. Przynajmniej Ewangelie na ten temat milczą. Dość znamienne. Z bezmyślnymi oprawcami rozmowa nie ma sensu – zdaje się mówić Jezus. W takich sytuacjach milczenie nie jest brakiem miłości; brakiem troski o dusze tych, którzy w dręczeniu znaleźli sobie zabawę. W takich chwilach słowa do nich nie dotrą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |