Garść uwag do czytań na VII niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.
„Miłujcie nieprzyjaciół” łatwo powiedzieć. Znacznie trudniej wprowadzić w życie. I nie chodzi tylko o to, że człowiek zwyczajnie chce czasem wyrównać rachunki albo i odpłacić za krzywdy w trójnasób, ale że często wydaje mu się, że jeśli tego nie zrobi będzie współwinny panoszącemu się złu. Mówi się o tym „dać nauczkę”. Trudno takiemu myśleniu odmówić całkiem racji. Wobec zła chyba nie powinno się być bezczynnym. Tyle że kochać nieprzyjaciół nie oznacza bezczynności, ale działania inne, niż podsuwa logika odwetu i karania. I o tym są czytania tej niedzieli. Niestety, z powodu konstrukcji liturgicznego kalendarza w tym zestawie rzadko przez nas w kościele słyszane. Korzystajmy więc z okazji :)
1. Kontekst pierwszego czytania 1 Sm 26, 2. 7-9. 12-13. 22-23
Dawid, Saul... Chyba warto przypomnieć w zarysie kto, co i jak.
Saul był pierwszym królem Izraela. Wcześniej Naród Wybrany obywał się bez tej instytucji. W czasie wędrówki przez pustynię po wyjściu z Egiptu jego wodzem był charyzmatyczny Mojżesz. Potem niby zastąpił go Jozue, ale właściwie Izrael nie miał centralnej władzy; poszczególne pokolenia (było ich 12) rządziły się w zasadzie same. Państwo było dość luźnym zbiorem izraelskich szczepów i tylko na czas jakiegoś większego zagrożenia Bóg powoływał przywódców – zwanych sędziami – których zadaniem było sensowne zorganizowanie wspólnej obrony. Na czas zagrożenia, bo Izrael cały czas pamiętał, że jego prawdziwym Panem, Władcą i Królem jest Bóg. I nikt nie ma prawa w tym narodzie obwoływać się królem.
Ostatnim z takich przywódców był Samuel. Za jego czasów lud zażądał, by zmienić ustrój; by luźna konfederacja pokoleń stała się scentralizowaną monarchią. Samuel mocno przeciw pomysłowi oponował. Zdawał sobie sprawę, że ustanowienie króla godzi w Króla prawdziwego – Boga. Ale w widzeniu sam Bóg przekonywał go, żeby jednak się zgodził. Że On sam godzi się na takie postawienie sprawy, choć zdaje sobie sprawę, że to wotum nieufności wobec Jego rządów.
Samuel ustanowił królem Saula. Szybko jednak okazało się, że nie jest to władca po myśli Bożej; że za bardzo wbił się w pychę i zapomina, kto tu naprawdę jest szefem. Dlatego Bóg wybiera kogo innego: chłopca Dawida. A Samuel po kryjomu namaszcza go na nowego króla.
Zanim jednak Dawid obejmuje władzę trafia najpierw na dwór Saula. Jako - w uproszczeniu - dworzanin. I zaprzyjaźnia się z królewskim synem, Jonatanem. Saul widzi liczne talenty Dawida i dostrzega, że cieszy się on wielkim poważaniem wśród ludzi. Staje się o to zazdrosny. O swoją władzę, o przyszłą władzę dla swojego syna. Dlatego usiłuje Dawida zgładzić. Historia opowiedziana w pierwszym czytaniu tej niedzieli dotyczy właśnie sytuacji, Dawid ucieka i ukrywa się przed Saulem, a ten próbuje go dopaść.
To może teraz już tekst opowiadania :) Bez opuszczeń. Wersy będące czytaniem – pogrubioną czcionką.
Zifejczycy przybyli do Saula w Gibea z doniesieniem: «Dawid ukrywa się na wzgórzu Chakila, leżącym na krańcu stepu». Niezwłocznie wyruszył więc Saul ku pustyni Zif, a wraz z nim trzy tysiące doborowych Izraelitów, aby wpaść na trop Dawida na pustyni Zif. Saul rozbił obóz na wzgórzu Chakila, na krańcu stepu obok drogi, Dawid zaś przebywał na pustkowiu. Kiedy zauważył, że Saul przybył za nim na pustkowie, posłał wywiadowców i przekonał się, że Saul na pewno przybył. Dawid więc niezwłocznie udał się na miejsce, gdzie obozował Saul. Dawid spostrzegł miejsce, gdzie Saul spoczywał wraz z dowódcą wojsk Abnerem, synem Nera: Saul leżał w środku obozowiska, a ludzie pokładli się wokół niego.
Zwrócił się Dawid do Achimeleka Chetyty i do Abiszaja, syna Serui, a brata Joaba, z pytaniem: «Kto podejdzie ze mną do obozu Saulowego?» Abiszaj odparł: «Ja z tobą pójdę». Dawid wraz z Abiszajem zakradli się w nocy do obozu; Saul właśnie spał w środku obozowiska, a jego dzida była wbita w ziemię obok głowy. Abner i ludzie leżeli uśpieni dokoła niego. Rzekł więc Abiszaj do Dawida: «Dziś Bóg oddaje wroga twojego w twą rękę. Teraz pozwól, że przybiję go dzidą do ziemi, jednym pchnięciem, drugiego nie będzie trzeba». Dawid odparł Abiszajowi: «Nie zabijaj go! Któż bowiem podniósłby rękę na pomazańca Pańskiego, a nie doznał kary?» Dawid dodał: «Na życie Pana: On na pewno go ukarze, albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo zginie wyruszywszy na wojnę. Niech mię Pan broni przed podniesieniem ręki na pomazańca Pańskiego! Zabierz tylko dzidę, która jest koło jego wezgłowia, manierkę na wodę i pójdziemy». Zabrał więc Dawid dzidę i manierkę na wodę od wezgłowia Saula i poszli sobie. Nikt ich nie spostrzegł, nikt [o nich] nie wiedział, nikt się nie obudził. Wszyscy spali, gdyż Pan zesłał na nich twardy sen.
Dawid oddalił się na przeciwległą stronę i stanął na wierzchołku góry z daleka, a dzieliła go od nich spora odległość. Wtedy zawołał na ludzi i Abnera, syna Nera: «Abnerze! Czemu nie dajesz odpowiedzi?» Abner rzekł: «Kim jesteś, że wołasz <na króla>?» Dawid znów wołał w stronę Abnera: «Czyż nie jesteś mężczyzną? Któż ci dorówna w Izraelu? A dlaczego nie czuwałeś przy panu, twoim królu? Zakradł się przecież ktoś z ludu, aby zamordować króla, twojego pana. Niedobrze postąpiłeś. Na życie Pana! Zasługujecie na śmierć: nie strzegliście bowiem waszego pana, pomazańca Pańskiego. A teraz patrzcie, gdzie jest dzida królewska i manierka na wodę, które były u jego wezgłowia?»
Saul rozpoznał głos Dawida. Rzekł: «To twój głos, synu mój, Dawidzie?» Dawid odrzekł: «Tak, panie mój, królu to mój głos». I dodał: «Czemu pan mój ściga swego sługę? Cóż uczyniłem? Czy popełniłem coś złego? Niech teraz pan mój, król, posłucha słów swego sługi. Jeśli Pan pobudził cię przeciwko mnie, niech rozkoszuje się wonią ofiarną, a jeśli ludzie - niech będą przeklęci przed Panem, gdyż wypędzają mnie dziś, abym nie miał udziału w Jego dziedzictwie mówiąc niejako: "Idź służyć obcym bogom!" Niechże teraz krew moja nie będzie wylana na ziemię z dala od Pana. Król bowiem Izraela wyruszył, aby czyhać na moje życie, jak się poluje na kuropatwę po górach».
Odrzekł Saul: «Zgrzeszyłem. Wróć, synu mój, Dawidzie, już nigdy nie zrobię ci krzywdy, gdyż dzisiaj cenne było w twych oczach moje życie. Postępowałem nierozsądnie i błądziłem bardzo». Dawid zaś odpowiedział: «Oto dzida królewska, niech przyjdzie który z pachołków i weźmie ją. Pan nagradza człowieka za sprawiedliwość i wierność: Pan dał mi ciebie w ręce, lecz ja nie podniosłem ich przeciw pomazańcowi Pańskiemu. Dlatego, jak cenne mi było twoje życie, tak niech będzie cenne u Pana moje życie, niechaj On mię uwalnia od wszelkiego nieszczęścia». I mówił Saul do Dawida: «Bądź błogosławiony, synu mój, Dawidzie: na pewno to, co czynisz, wykonasz z powodzeniem». I udał się Dawid w swoją drogę, a Saul powrócił do siebie.
Wszystko jasne. No może prócz jednego: jak to możliwe, że ktoś może wołać na króla a nie boi się, ze zostanie szybko schwytany. Tu pomocne może być powołanie się na realia geograficzne Ziemi Świętej. Pełno tam głębokich jarów. Można stać stosunkowo blisko siebie, a być dla przeciwnika trudno uchwytnym. Poza tym jednym szczegółem więcej trudności w lekturze tekstu chyba już nie ma.
Dawid niewątpliwie był przez Saula krzywdzony. Krzywda to była ogromna, bo chodziło o Dawida życie. Ten wiedział, że ma zostać następnym królem. Mimo to, choć miał ogromną okazje, na Saula nie podniósł ręki. „Nie zabijaj go! Któż bowiem podniósłby rękę na pomazańca Pańskiego, a nie doznał kary? – mówi Dawid do Abiszaja i dodaje: „Na życie Pana: On na pewno go ukarze, albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo zginie wyruszywszy na wojnę. Niech mię Pan broni przed podniesieniem ręki na pomazańca Pańskiego!” Niesamowita prawość. Dawid nie idzie na skróty. Nie próbuje przyspieszać realizacji Bożych planów morderstwem, czynem, który Bogu podobać by się nie mógł. Zostawia sprawę Saula Bogu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |