Kiedyś jego widok wzbudzał strach na mieście. Wystarczyło powiedzieć: „Znam Maxa z Giszowca” i najwięksi gangsterzy tracili pewność siebie.
I tak będę Cię kochał!
Zepsuła mi się pralka. Nowa pralka to dla mnie wydatek, w tej chwili przekraczający wszelkie możliwości. Przez jakiś czas prała moje ubrania znajoma, ale to mało komfortowa sytuacja. Byłem wtedy po kolejnych operacjach, w gipsie, nie byłem w stanie nawet prać ręcznie. I znowu mówię do Taty: „Nie mam pomysłu”. Poszedłem robić śniadanie. Telefon. Dzwoni pani z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. „Panie Adamie, czy nie potrzebuje pan przypadkiem pralki?”. Szok! Co jest?! (śmiech) „Wie pani, ja wyjątkowo potrzebuję pralki!”. Za trzy tygodnie podjeżdża pod dom samochód dostawczy, panowie wypakowują pralkę, całkiem nowa, nieśmigana (śmiech), z gwarancją. Jakaś akcja była i pani z MOPS do mnie pierwszego zadzwoniła…
Mocny dowód, że Ojciec się mną opiekuje, miałem wtedy, gdy pozwolił mi zachować moje mieszkanie. Byłem mocno zadłużony, nie płaciłem czynszu, więc chciano mi je odebrać. Wiedziałem, że stało się tak z mojej winy, więc modliłem się: „Zgadzam się na wszystko, co Ty masz dla mnie. Wiesz, że chciałbym tu mieszkać, bo to dom moich rodziców. Jeśli jednak trzeba, to się przeprowadzę”. Ale z chwilę odzywa się we mnie stary Adam. „Zaraz, gdzie się przeprowadzę? Kto się zamieni na mieszkanie z takim zadłużeniem?! Nawet na Karliczka 7 nie znajdę lokalu!”. Akurat ten adres, hmm… nie wywołuje mojego aplauzu lokatorskiego. (śmiech) I dosłownie w tym momencie przychodzi do mnie mężczyzna i mówi, że on w sprawie zamiany mieszkania! Uznali z żoną, że mają za małe mieszkanie, był w administracji, dowiedział się o moich długach, ale chciałby się zamienić, a nawet jeszcze dopłaci mi do większego metrażu. Niesamowite! Zgodziłem się na zamianę, ale zapytałem, gdzie to jest. A on, że na Karliczka 7… Nasz Ojciec ma wspaniałe poczucie humoru.
Ostatecznie do zamiany też nie doszło. Po niedługim czasie dostałem pismo z administracji, że moje mieszkanie już nie jest zadłużone…
Ludzie oczekują spektakularnych cudów, a ja ich nie potrzebuję. Dla mnie cudem jest to, że mogę z Bogiem rozmawiać jak dziecko z Tatą. Dał mi poznać miłość nie tylko do siebie, ale i do drugiego człowieka. I wiem, że bez pomocy Ojca nigdy bym nie wyszedł z tego syfu, w jakim tkwiłem. Dziś prawdopodobnie by mnie już nie było. Na pewno nie miałbym siły, żeby samemu się z tego wyrwać. Teraz Bóg postawił mnie w sytuacji, w której muszę Mu całkowicie zaufać. Jasne, że chciałbym, żeby mi te kości odrosły, chciałbym być całkiem zdrowy. Ale czy zostanę całkowicie uzdrowiony, czy nie, to niczego nie zmieni w mojej relacji z Tatą. I tak zawsze będę Go kochał! Ta miłość daje mi siłę do walki. A kiedy już mi jej brakuje, On wkracza do akcji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |