Symptomem postnowoczesnego, porzucającego piękne katedry, liturgie i kaznodziejów supermana stała się głowa zwieszona w dół nad smutkiem i smartfonem.
To bez wątpienia jeden z widocznych skutków rewolucji podmiotowej, jaką nasza cywilizacja przeżyła przed dwustu laty. „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” – wyrokował niemiecki filozof Immanuel Kant. Człowiek uwierzył, że może odejść od Dekalogu i Kazania na Górze jak syn, który ogłasza deklarację niepodległości względem rodziców i porzuca zasady. Zaufał temu, że sam dla siebie może być prawem i miarą postępowania, bogiem i terapeutą. Tymczasem Pan Bóg posłał na świat swego prawdziwego Sługę: Jezusa Chrystusa, który „przyniesie narodom Prawo”, „z mocą ogłosi Prawo”, „nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy”.
Przepowiedział to już niemalże sześćset lat przed przyjściem Jezusa na świat prorok Izajasz, którego imię oznacza „Zbawieniem jest Jahwe”. Izrael płacący cenę swego odwrócenia się od Boga wyobcowaniem na wygnaniu babilońskim słyszał, że Mesjasz będzie nową Torą, Dekalogiem wypisanym w sercu ludzkości, ostatecznym przymierzem między życiem a jego sensem. Nie będzie potrzebował zewnętrznej perswazji ani hałaśliwej propagandy. Nie zmusi ludzi do religijnej uległości ani do ulegania zewnętrznej moralnej presji. Chrystus okazał się źródłem duchowej rewolucji: przezwyciężenia grzechu i gorzkiej jak piekło metafizycznej samotności w imię ożywczej miłości Bożej do człowieka. I to źródło postanowił umieścić w ludziach, zanurzając ich w swym chrzcielnym odrodzeniu. Z niego miał wyłonić się nowy człowiek, „podtrzymywany” Boski wybraniec, w którym sam Bóg „ma upodobanie”. Chrześcijanin, narodzony z sadzawki chrzcielnej jak z matczynego łona, będzie się czuł „słusznie powołany”, „ujęty za rękę” i „ukształtowany” na sługę. Jak niewidomy, któremu nagle otwarły się oczy, jak wypuszczony na wolność jeniec.
Biblijnym symbolem powołania chrzcielnego jest Izaak. Całe życie kopał on studnie bądź zasypywane przez Filistynów odbudowywał, by sobie i innym dawać dostęp do źródeł. Naszym powołaniem jest nieustanne odkrywanie własnego chrztu, wkopywanie się w Boskie złoża naszego przemienienia. Nieprzypadkowo „Izaak” znaczy „radość”. Tymczasem katolików smutnych i zgaszonych Zygmunt Freud nazywał „źle ochrzczonymi”.