Bill i Rose Moyerowie w Gdańsku zatrzymali się ze względu na Bractwo św. Pawła. Był to dla nich przystanek w drodze do Krakowa, dokąd zaprosiły ich DA i Stowarzyszenie Mężczyzn św. Józefa.
Oboje są doradcami Diecezjalnego Biura Życia Rodzinnego. Bill jest także współzałożycielem Szkoły Liderów SOS Leadership Institute w Austin w USA, organizacji kształtującej liderów zmiany. Na co dzień udzielają się w wielu instytucjach i organizacjach. Za tę działalność katolicka diecezja Austin uhonorowała ich tytułem Przyjaciel Młodzieży oraz – za 14 lat służby na rzecz młodzieży – nagrodą Lumen Gentium. – Bo w byciu katolikiem nie chodzi tylko o to, aby być na niedzielnej Mszy św., ale by wypełniać słowa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” – mówi Rose.
36 krajów, 49 stanów
Są małżeństwem od blisko 40 lat. Jednak nie od początku oboje nadawali na tych samych – Bożych falach. – Wychowałam się w rodzinie wierzących i praktykujących katolików. Moja babcia była Polką i dużo się od niej dowiedziałam. Bill natomiast pochodzi z rodziny, w której Boga nie było. Stąd przez pierwsze 10 lat małżeństwa ja zabierałam dzieciaki do kościoła, mówiłam o Jezusie, siałam w nich ziarno wiary – mówi kobieta. Wspomina, że doszła do momentu w swoim życiu, kiedy uważała, że o wierze wie już wszystko. Wtedy jej mąż odnalazł Boga.
– Zapisał się nawet na kurs biblijny i co chwilę przybiegał do domu z „nowościami” na temat wiary – dodaje. Dla Rose nawrócenie męża było jednocześnie czasem odkrywania Bożego słowa na nowo. Obecnie oboje udzielają się w swoim środowisku, choć nie zawsze jest to łatwe, gdyż miejsce, w który mieszkają, zdominowane jest przez baptystów. – Słysząc, że jesteśmy katolikami, mówią: „Trudno, pomodlimy się za was” – uśmiecha się Rose. To jednak nie sprawiło, że małżonkowie ciszej mówią o Bogu. Wprost przeciwnie. Bill ma na swoim koncie konferencje związane z wiarą, wygłoszone w 36 krajach świata i 49 stanach USA. W trakcie wykładów duży nacisk kładzie na rolę mężczyzn w Kościele – na to, że podobnie jak Jezus powinni być liderami, którzy jednocześnie potrafią służyć bliźniemu.
– Przez lata w Kościele brakowało mężczyzn. Brakowało ich również w domach. Zapomnieli o swojej posłudze, co doprowadziło do kryzysu. Bo mimo że matki wychowywały chłopców najlepiej, jak potrafiły, to jednak nie mogły nauczyć ich męskości – podkreśla.
Z Ewangelią po męsku
Według Billa przełamanie impasu nastąpiło wraz z pojawieniem się pierwszych grup formacyjnych dla mężczyzn. – Potrzebujemy dobrych wzorców do naśladowania. Stąd bycie liderem wiąże się nierozerwalnie ze zgłębianiem Biblii, z której możemy garściami czerpać Bożą naukę – mówi. Podkreśla, że mimo iż istnieją już takie formacje jak Bractwo św. Pawła, nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak zachęcić mężczyzn, aby chcieli wzrastać w wierze.
– Jezus przez 3 lata podróżował z apostołami. Miał dla nich różne zadania, w zależności od ich umiejętności. Podobnie powinno być dzisiaj, bo różnimy się od siebie. Jedni czują satysfakcję, wykonując pewną pracę fizyczną, inni natomiast wolą słuchać kolejnych wykładów i konferencji, z których czerpią wiedzę. Dlatego wszelkie męskie grupy powinny swoim współbraciom zapewnić możliwość realizowania się indywidualnie w różnych przedsięwzięciach. Sytuacją idealną jest, kiedy docieramy do mężczyzn w ich środowiskach, np. pracy, ale to możemy zrobić tylko my – świeccy – wyjaśnia Bill. Stąd również mężczyzna kładzie duży nacisk na otwarcie się na drugiego człowieka – sąsiada czy znajomego.
– Katolicy nadal zbyt mało mówią o Bogu na forum publicznym. Dla porównania baptysta w Teksasie od razu zapyta: „Do jakiego Kościoła należysz? Bo jeśli do żadnego, to zapraszam cię do siebie”. Są świetnymi ewangelizatorami, czego my dopiero się uczymy. Bóg pokazał nam taką drogę już 2 tys. lat temu, ale dopiero zaczyna do nas to przesłanie docierać – tłumaczy Bill.
U Moyerów Biblia jest w ciągłym użyciu. – Bo to nie mebel, który postawiony w kącie ma się dobrze prezentować. To faktyczna pomoc w szukaniu swojej drogi w dzisiejszym świecie – podkreśla mężczyzna.