Bóg w Chrystusie stał się widzialny – św. Paweł mówi, że Chrystus jest obrazem Boga niewidzialnego. A skoro Bóg był dostępny naszym oczom, to możemy przedstawiać Go plastycznie.
wiez.pl
"A piękno świeci w ciemnościach". Z biskupem Michałem Janochą rozmawia Ewa Kiedio. Biblioteka Więzi
Fragment książki "A piękno świeci w ciemnościach", w której o sztuce religijnej i sakralnej z biskupem Michałem Janochą rozmawia Ewa Kiedio publikujemy za zgodą wydawnictwa Więź. Więcej o książce można przeczytać w tym miejscu.
Ewa Kiedio: Kiedy rozmawialiśmy o pięknie, często odwoływał się Ksiądz Biskup do sztuki ikony. Dziś jej istnienie jest dla nas oczywistością, ale przecież nie zawsze tak było. Jak to się stało, że chrześcijanie zaczęli tworzyć wizerunki świętych i samego Chrystusa, skoro w Księdze Wyjścia Bóg stanowczo tego zakazuje?
Bp Michał Janocha: Rzeczywiście ten zakaz, i to nie tylko wyobrażania Boga, ale więcej – wszelkich stworzeń, jest zawarty w pierwszym przykazaniu Bożym: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią”. Wynikał on z wiary w jedynego Boga, Stwórcę, który jest ponad wszystkimi pojęciami i który jest niewidzialny. W związku z tym sprowadzanie Go do jakiegoś widzialnego kształtu pomniejsza Go, zamyka to, co jest nieskończone.
To była też pewna próba samoobrony przed pogańskimi kultami, które otaczały Izrael z obu stron. W Egipcie i Babilonii bogowie – zresztą jak w większości religii – byli przedstawiani w rozmaitych ujęciach: ludzkich i zoomorficznych. Przykazanie miało chronić przed bałwochwalstwem, czyli oddawaniem czci takim wizerunkom. Pamiętamy złotego cielca – to była właśnie pokusa sprawowania kultu w taki sposób, jak to robili Egipcjanie i inni poganie w sąsiednich kręgach kulturowych. Bardzo przestrzegano tego zakazu. Wyjątkiem w Starym Testamencie były cheruby na Arce Przymierza, ale kiedy już zbudowano świątynię i ukryto Arkę za zasłoną, to też tych cherubów nikt nie oglądał. Drugi wyjątek to był wąż miedziany, sporządzony wyraźnie na rozkaz Boga, jako znak ocalenia. Zasadniczo jednak można powiedzieć, że religia Izraela była religią antyikoniczną.
W chrześcijaństwie teoretyczny problem przedstawiania Boga wyprzedziła sama praktyka. Mianowicie chrześcijanie, którzy wchodzili do Kościoła z pogaństwa razem ze swoją kulturą wizualną, nie mieli żadnych hamulców, żeby przedstawiać Boga w widzialnej postaci – chociażby jako Dobrego Pasterza. Po paru wiekach, wraz z rozwojem sztuki sakralnej, zaczął się pojawiać problem teoretyczny. Czy wolno tworzyć wizerunki? Dlaczego wolno? Czy wolno im oddawać cześć? Dlaczego? Zdania były podzielone: niektórzy ojcowie Kościoła dopuszczali ten kult, a inni uważali, że to bałwochwalstwo i trzeba z tym walczyć.
Ten spór trwał w różnym natężeniu przez parę stuleci, aż do wybuchu w VIII wieku ikonoklazmu, czyli tzw. wojny o obrazy, kiedy bizantyński cesarz Leon III Izauryjczyk, pragnąc oczyścić chrześcijaństwo z tego, co było jego zdaniem przejawem bałwochwalstwa, kazał zniszczyć wizerunek Chrystusa na swojej bramie pałacowej. W ślad za tym poszły następne decyzje, co doprowadziło do rozruchów i w końcu do soboru w Hierei w 754 roku, na którym orzeczono, że obrazy są herezją, należy je zniszczyć, a ci, którzy je wykonują, i ci, którzy im oddają cześć, zasługują na potępienie. Wtedy ze strony tych osób zrodził się sprzeciw. Sobór zwołany do Nicei w 787 roku orzekł, że obraz ma rację bytu, ponieważ Bóg w Chrystusie stał się widzialny – św. Paweł mówi, że Chrystus jest obrazem Boga niewidzialnego. A skoro Bóg był dostępny naszym oczom, to możemy przedstawiać Go plastycznie. Co więcej, możemy również temu przedstawieniu oddawać cześć, ponieważ kto oddaje cześć wizerunkowi, oddaje cześć Bogu – kult wizerunku odnosi się, jak mówi sobór, do pierwowzoru, do prototypu. Tym samym unieważniono uchwały soboru w Hierei.
W ten sposób Sobór Nicejski II obronił obrazy i nadał im teologię, wynikającą wprost z tajemnicy Wcielenia. Jednocześnie był zwieńczeniem sześciu wcześniejszych soborów, które rozpatrywały kwestię Bóstwa Chrystusa, kwestie trynitarne i maryjne, jest więc bardzo głęboko związany z całą chrześcijańską chrystologią. Świetnie ujmuje to kard. Christoph Schönborn w książce Ikona Chrystusa.
Ewa Kiedio: A więc walka o ikony wpisała się w spory chrystologiczne i była czymś znacznie głębszym, niż może się pozornie wydawać?
Bp Michał Janocha: Zdecydowanie tak. Jednak Sobór Nicejski II nie zakończył sporu. W drugiej fazie ikonoklazmu wysuwano bardziej subtelne argumenty, np. taki, że obraz Chrystusa pokazuje zaledwie Jego naturę ludzką, ale nie może pokazać boskiej i jeżeli oddajemy cześć obrazowi, to oddajemy cześć Chrystusowi‑człowiekowi, a nie Bogu, czyli odzieramy Chrystusa z bóstwa. Odpowiedź na ten zarzut była równie subtelna, ale bardzo istotna, a mianowicie, że natura jest pojęciem abstrakcyjnym i nie można natury jako takiej namalować ani przedstawić. Przedstawiamy natomiast osobę Jezusa Chrystusa, a w Nim łączy się natura boska z ludzką, co orzekł już wcześniej Sobór Chalcedoński. A więc przedstawiając osobę Chrystusa, tym samym przedstawiamy osobę Bogoczłowieka. To bardzo głęboka i bardzo precyzyjna teologia, która jednocześnie nie określa, jak sztuka ma wyglądać. Sobór nie zajmował się w ogóle stroną malarską, estetyczną. Odpowiedział natomiast na pytanie o fundament teologiczny obrazu.
Żadna cywilizacja na naszej planecie nie stworzyła tak głębokiej teologii obrazu jak chrześcijaństwo w VIII stuleciu na Soborze Nicejskim II. Ona nas odróżnia z jednej strony od Żydów, dla których to pierwsze przykazanie jest cały czas aktualne w pełnej rozciągłości, także w kwestii tworzenia wizerunków (mówię oczywiście o wierzących Żydach), a z drugiej strony – od muzułmanów, którzy wprawdzie expressis verbis nie wyrażają w Koranie takiego zakazu, ale przyjmują starotestamentalną koncepcję Boga niewidzialnego, którego w związku z tym przedstawiać nie można. Islam nie jest religią wcielenia. Mahomet, jak wierzą muzułmanie, jest jedynie prorokiem Allaha, a więc Allah dalej pozostaje nieprzedstawialny. W Chrystusie, jak powie św. Paweł, Bóg uniżył samego siebie. I to uniżenie Boga, który przyjmuje ludzką naturę, jest podstawą dla sztuki sakralnej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |