Umywanie nóg

Jezus wie, że los stworzeń, fiasko lub tryumf całego stwórczego dzieła Boga, od Niego, Syna Królewskiego, teraz zależy, bo Bóg dał Mu wszystko w ręce. Te dwie nieogarnione miłości: miłość do Ojca, z powodu której przyszedł na świat, i miłość „do swoich”, w których bezradny głód Boga wejrzał głęboko i których pragnie Ojcu przywrócić, łączą się w Nim w jeden nurt i powodują Nim bez reszty. Sprawiają, że głęboko pragnie, by już dokonała się Jego Pascha – a kiedy byli w drodze zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich tak, że się dziwili, ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni (Mk 10, 32). Tej miłości nie jest w stanie pohamować obecność zdrajcy, o którego zdradzie Jezus przecież świetnie wie. Znamienne jest to Janowe sformułowanie: diabeł nakłonił serce Judasza Iskarioty. Właśnie: nakłonił serce! Kiedy pytamy o powód tej niepojętej zdrady, z reguły szukamy odpowiedzi w porządku racjonalnym: że innego Mesjasza się spodziewał, takiego, co to wyzwoli Izraela, że bał się Rzymian i uwierzył kapłanom (lepiej jest dla was, gdy umrze jeden człowiek za lud, niż miałby zginąć cały naród; J 11, 50), że stracił nadzieję, że nie umiał zaakceptować ewangelicznego radykalizmu (ubóstwa, tułaczki...). A tymczasem Jan mówi, że chodziło o odrzucenie emocjonalne: nakłonił serce. Jeśli ono ma miejsce, to już nie istnieje siła, która mogłaby człowieka zawrócić z drogi, na którą ono go popchnęło. Nieważne, jak wielką miłość okazywał swym uczniom Jezus – Judasz już nie był w stanie jej ani przyjąć, ani zarejestrować. Po prostu oślepł, stracił wzrok.

W czasie wieczerzy... Ta świąteczna wieczerza miała swój rytuał, starodawny kanon obrzędu dziękczynienia. Obowiązywał odpowiedni strój, odpowiednie zachowanie, przepisane modlitwy. To był rodzaj liturgii sprawowanej prywatnie i z ogromnym pietyzmem, bo tego domagała się powaga treści, wokół których została skonstruowana. To był powrót do korzeni, do źródeł tożsamości zarówno dla poszczególnego Izraelity, jak i dla całego narodu. Uaktualnienie jedynej w swoim rodzaju misji. Celebracja wybraństwa. A jednocześnie zwyczajnie, po ludzku przeżywana radość, jako odpowiedź na te niesłychane treści. A więc czas odpoczynku, czas wspólnego spożywania staranniej niż zwykle przygotowanych, tradycyjnych potraw. Czas o szczególnym kolorycie. Rytm obrzędu, co do którego każdy z obecnych z góry wiedział co i kiedy nastąpi, i dlaczego właśnie teraz następuje. Klimat oczywistości, oswojenia, rezygnacji z normalnej czujności. Głęboko ugruntowane poczucie, że jest tak, jak powinno być.

Na tle takiego pejzażu staje Jezus. Przez moment stanowił jego element. Teraz podnosi się ze swego miejsca i zdejmuje wierzchnią szatę. Wyrósł przed nami jak młode drzewo – powiedział o Nim Izajasz. Nie o tej akurat chwili, ale o całej Jego misji. A skoro o całej, to jednak także o tym jej momencie. Wyrósł nieoczekiwanie, niepowstrzymanie, przemożnie. Nie po to, by przekreślić to święto, lecz by czerpiąc z niego, nadbudować nad nim nową treść. Tchnąć w nie nowe życie. Jak korzeń, który czerpiąc soki z wyschniętej ziemi, z jałowiejącej gleby Starego Prawa wyrasta w młode drzewo Nowego Przymierza. Jezus, On jeden, dzięki swej „podwójnej” miłości do Ojca i do ludzi, może i ma prawo wtargnąć w ten prastary rytuał sprawowany na cześć Boga, i odmienić go. Bo jest właśnie jak młode drzewo, w którym krążą tamte soki, a które pełne mocy góruje nad krajobrazem, przewyższa wszystko. A skoro tak, to ten Jego gest oznacza nową jakość. Nie można na ów gest patrzeć przez poprzedni, starotestamentalny scenariusz, bo się w nim nie mieści, tak jak On sam nie mieści się w schemacie więzi Boga z Jego ludem, schemacie zatwierdzonym w jego przejściu paschalnym, a dziś uobecnianym w treści tego święta.

Jezus wstaje i zdejmuje wierzchnią szatę. Jan mówi nawet, że złożył szaty. Wiemy, co zamierza uczynić. Odruchowo więc upatrujemy w tym Jego zachowaniu zwykłej przezorności: nie chciał się pochlapać. Okrył się prześcieradłem, by się osłonić. A jednak coś tu jest nie tak. Takie myślenie nie wytrzymuje próby.

Każda chyba matka zna ze swego doświadczenia te sytuacje. Gdy rodzina przeżywa jakąś wyjątkową uroczystość, gdy dom jest pełen gości, a jego gospodyni w najlepszej sukni, wtedy dzieci korzystają z przypływu swobody. I gdy taki malec wraca z podwórka, wysmarowany od stóp do głów, wtedy pozostaje tylko jedno do zrobienia: natychmiast wpakować go do wanny i wyszorować. I to się daje zrobić szybko, sprawnie i bez zdejmowania świątecznej kreacji. Więc czemu Jezus zdjął szatę? Chodziło przecież tylko o umycie stóp i to nie rozbrykanym dzieciom, które nie potrafią się powstrzymać, by tak z raz albo dwa sobie nie chlapnąć, ale dorosłym mężczyznom, którym ani w głowie takie psikusy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama