„Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada»” (Łk 15,12). Ktoś mógłby się zgorszyć taką postawą.... Ale z drugiej strony, jeśli jest prawdą, że mowa tu o chłopaku, który miał ok. 18-20 lat, to rodzi się pytanie, czy dorosły człowiek nie ma prawa rozpocząć życia na własną rękę?
Więc tu nakłada się na siebie kilka kwestii. Po pierwsze, musimy wziąć pod uwagę kontekst kulturowy. Świat semicki to kultura trwałych więzi rodzinnych, w której nie do pomyślenia było całkowite zerwanie więzów z rodzicami, co zdarza się w kulturze europejskiej. Po drugie, prawdą jest, że — jak zauważasz — dorosły człowiek ma prawo rozpocząć własne życie. Co więcej, wydaje się, że w czasach Jezusa wyjazd syna w dalekie kraje nie był rzadkością. Jeśli wierzyć statystykom opracowanym przez J. Jeremiasa, w I połowie I wieku po Chr. w diasporze żyło około 4 milionów Izraelitów, podczas gdy w Palestynie zaledwie pół miliona. Możemy przypuszczać, że wielu rówieśników naszego bohatera wyjeżdżało w dalekie kraje. Zmuszała ich do tego sytuacja materialna. Ale taki wyjazd był zawsze wyrazem troski o dobro i utrzymanie rodziny, w tym także rodziców.
Ja spotkałem się też z jeszcze inną interpretacją. Niektórzy uważają, że syn przekroczył dobre zasady w momencie, gdy poprosił ojca o pieniądze. Majątek miał być przekazywany testamentem, a testament, jak wiadomo, nabiera mocy prawnej po śmierci tego, kto go sporządza. Zatem słowa: „daj mi część majątku, która na mnie przypada” mogły brzmieć jak życzenie śmierci: „chcę, byś już nie żył”.
I tak, i nie... Taka interpretacja rzeczywiście jest trochę rozpowszechniona, może za sprawą książki H. Nouwena. Nie do końca się z nią zgadzam... Majątek faktycznie mógł być dziedziczony — to prawda — a zasady dziedziczenia zostały uregulowane przez Prawo (por. Lb 27,8-11; 36,7-9). Te przepisy jasno i precyzyjnie normują zasady dzielenia dóbr w rozmaitych przypadkach. W starożytnym Izraelu istniały bowiem różne formy przekazania majątku dzieciom. Ojciec rzeczywiście mógł sporządzić testament (gr. diathēkē), który nabierał mocy prawnej po śmierci rodzica. Ale miał również prawo przekazać część posiadłości swym dzieciom jeszcze za życia, sporządzając tzw. darowiznę (gr. dōrēma). Wydaje się, że taka forma była w Izraelu stosowana, gdyż mocno krytykował ją Syracydes: Ani synowi, ani żonie, ani bratu, ani przyjacielowi nie dawaj władzy nad sobą za życia, nie oddawaj też twoich dostatków komu innemu, abyś pożałowawszy tego, nie musiał o nie prosić (Syr 33,20). Zgodzisz się ze mną, że gdyby w Izraelu nie było zwyczaju dawania dzieciom majątku za życia rodziców, to Syracydes nie musiałby nikogo napominać... A jeśli taki zwyczaj był, to — wydaje mi się — czymś naturalnym jest sądzić, iż młodszy syn myślał właśnie o darowiźnie. Nie musimy uciekać się do dużo bardziej zawiłych interpretacji i podejrzewać chłopaka, że życzył ojcu śmierci... Przynajmniej z tekstu w ogóle to nie wynika.
Jeszcze inni autorzy zwracają uwagę na to, że najstarszy syn przy podziale dóbr otrzymywał podwójną część dziedzictwa (por. Pwt 21,17). W tym przypadku dostałby dwie trzecie całego majątku, zaś jego młodszy brat — jedną trzecią. Może starszy poczuł się jakoś skrzywdzony?
Ale z tekstu wcale nie wynika, że podziału nie dokonano według tej zasady. Przecież Biblia nie mówi, że młodszy syn poprosił o połowę pieniędzy, tylko o to, co mu się należało (gr. tò epibállon méros tēs ousías). Więc nie bardzo rozumiem, o co starszy brat miałby się upominać...
To właściwie na czym polega grzech młodszego syna?
No właśnie... Tu czeka nas pierwsza niespodzianka. Gdy czytamy tekst w kontekście mentalności i realiów kultury Izraela, to właściwie w postawie syna nie znajdujemy nic gorszącego. Inna rzecz, że chwilę potem dowiadujemy się, jakie chłopak prowadził życie na obczyźnie i jak szybko roztrwonił majątek. Ale do tej pory — mówię o płaszczyźnie kulturowo-literackiej przypowieści — wszystko dzieje się zgodnie z mentalnością ówczesnego świata...
To w czym tkwi problem?
Problem widać wtedy, gdy zbliżymy się do tekstu tak, jak czynili to Ojcowie Kościoła, wskazując na dwa zasadnicze sposoby bycia człowieka w świecie. Tu wchodzimy na płaszczyznę duchowo-teologiczną przypowieści. Chrześcijanin powinien żyć w domu Ojca, a nie poza domem... Rzecz można zrozumieć badając nie tyle kulturę Izraela, co własne serce. Bycie w domu Ojca to uczestnictwo naszej istoty w życiu Boga. Zamieszkanie z Ojcem pod jednym dachem oznacza wzrastanie w poczuciu, że sama istota mojej osoby na co dzień jest przeniknięta Jego obecnością. Komentując przypowieść, H. Nouwen pisze: Dom to centrum mojego bytu, gdzie słyszęgłos mówiący: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17) — ten sam głos, który tchnął życie w pierwszego Adama (...) i który mówi do wszystkich dzieci Bożych, dając im wolność. Jeśli najpierw nie zrozumiemy, na czym polega nasz sposób istnienia, to nie zrozumiemy przypowieści. Powiem to jeszcze inaczej: nasze istnienie mówi nam, że gdy jesteśmy w domu Ojca, wówczas żyjemy w wolności; ale gdy odejdziemy z domu Ojca, wtedy niszczymy istotę siebie samych. Ale racja, że czasem trzeba odejść, by się tego dowiedzieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |