Umiarkowany realista

Tak, zdecydowanie był radykałem. Ale najdziwniejsze, ze w tym wszystkim umiał zachować zdrowy realizm i umiarkowanie.

Drugi odcinek adwentowego minicyklu "Siedząc przy Janie".

Złoty piasek pustyni, błękit nieba, gorąca zieleń brzegu Jordanu. No i otoczony tłumami niepokorny prorok Jan. Bezwzględny dla tych, którzy uważali się za religijną elitę narodu. Już samym swoim stylem krzyczący, że za nic ma ich obłudny system wartościowania; tę pobożność na pokaz, którą – jeśli trzeba – można zdjąć jak niepotrzebny płaszcz. Albo tak upstrzyć wyjątkami, że z solidnych reguł niewiele już zostaje. Tak, Jan miał rację. Żeby zbudować dom trzeba zacząć od fundamentu. Gdy jest źle położony, wcześniej czy później dojdzie do katastrofy. Gdy człowiek, nawet bardzo pobożny, stawia siebie samego w miejscu Boga, cenzuruje Go, wybiera tylko to, co mu wygodne, katastrofa pewna.

Zmęczony biegiem przez życie i zachęcony sensownym stawianiem przez Chrzciciela spraw znów siadam (w wyobraźni) nieopodal niego, nad brzegiem orzeźwiającego Jordanu. To łatwe. Niczego nie muszę. W każdej chwili mogę się wycofać i wrócić w swój świat. Ale Jan nie daje spokoju. Jest w swoim radykalizmie tak autentyczny. Co jeszcze powie?

Widzę, że przychodzą do niego nie tylko religijni gorliwcy. Mnóstwo wokół niego ludzi na co dzień mało pobożnych. Przynajmniej tak się na pierwszy rzut oka wydaje. Jeśli pobożni usłyszeli, że są „plemieniem żmijowym”, to tym dopiero powinien powiedzieć do słuchu! Ale – zadziwienie - nie.

Pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie».

Czemu tak łagodnie? Tak ugodowo?

Przerabiałem to wiele razy. „Trudny” uczeń. Z bardzo złą opinią wśród nauczycieli i innych uczniów. I jeszcze gorszą u samego siebie. „Co się dziwisz, przecież jestem najgorszy, jestem do niczego, nic sensownego ze mnie nie będzie! Tak myślisz ty, tobie podobni i cały świat!”. Nie dowierzali, gdy mówiłem im, że skoro tak twierdzą,  to może coś w tym i jest, ale akurat ja nie bardzo mam powód, żeby tak uważać. Naprawdę nie miałem. Bywali nadspodziewanie spostrzegawczy. I choć do układnych aniołków było im daleko nadspodziewanie sensownie patrzyli na sprawy. Dlaczego z powodu jakichś dawnych, nieznanych mi grzeszków, miałbym o nich myśleć źle? Takie postawienie sprawy dodawało im otuchy. A gdy jeszcze przyszła pochwała, gdy faktycznie było ich za co pochwalić, zdawali się prostować zgarbione plecy i dumnie podnosić głowę. Człowiekowi, który zna swoją ciemną stronę nie trzeba ciągle przypominać, jak jest zły. To akurat go na lepsze nie zmieni. Zmienia, i to w ekspresowym tempie, dostrzeżenie w nim dobra, mądrości, uczciwości. Jakby ktoś skleił złamanie, jakby jakby ktoś ptaka wypuścił z klatki….

Ci mało pobożni przychodzący do Jana wiedzą,  że nie za dobrze żyli. Wiedzą,  że swoim postępowaniem obrażali Boga. Jak ów celnik z przypowieści, który stał u progu świątyni i nie śmiał nawet oczu podnieść. Wiedzą. Nie próbują udowadniać, że są sprawiedliwi i że Bóg z tego powodu winien im jest wieczną wdzięczność. Wiedzą i jednocześnie uznają, że On jest Panem. On ma rację, nie oni. Fundament jest więc w porządku. Teraz trzeba tylko zrobić krok dalej. I Jan Chrzciciel to widzi.

Dom, rodzina, praca. Sen. Od rana znów to samo, choć czasem w innej kolejności: rodzina, praca, dom, dobrzy znajomi. I znów sen. Na wiele więcej nie ma już czasu. Czy żyjąc tak mogę podobać się Bogu? Na misje do Afryki nie pojadę. Zaangażować się mocniej w parafii też nie dam rady. Praca, dom, rodzina to zobowiązanie. Przyjaźń – by nie wygasła – trzeba pielęgnować. Czy doba nie ma tylko 24 godzin? Czy mogę zrobić wiele więcej?

Faryzeusze uznaliby, że tak. Że właściwie czci Boga tylko ten, kto skrupulatnie zachowuje wszystkie kilkaset Bożych i wynikających z ich tradycji przykazań. Łącznie z wszystkimi drobiazgowymi przepisani dotyczącymi obmyć. Bez tego – uważali – nie można podobać się Bogu. Jan uczył inaczej. Wymagał tego, co miało jeszcze jakiś wyraźny sens i, co ważne, było jeszcze w zasięgu ich możliwości. Tak, otwieraj serce i kieszeń na potrzebujących – uczył ich Chrzciciel. Poza tym rób to, co do ciebie należy. I przede wszystkim pamiętaj, że nie należy ci się więcej, niż wynika to z umowy. Żadne wykorzystywanie stanowiska, żadne wykorzystywanie okazji, żadne łapówki. Zadowalaj się tym, co dostajesz za swoją pracę i nie próbuj bogacić się czyimś kosztem.

Proste. Podoba mi się. Taka zwyczajna przyzwoitość. Zresztą taki też jest sam Jan. Przyzwoity.

Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».

Nie jestem nikim wielkim. Nie jestem Mesjaszem. On dopiero przyjdzie. I on sprawdzi  ile ważycie; ile jesteście warci. Czy jesteście pełnym ziarnem, czy plewą albo ziarnem pustym, bo wyjedzonym przez robaka.

Tak, podziwiam przyzwoitość Jana. Czy ja, gdy mi kadzą, umiem powiedzieć: nie jestem nikim wielkim? A może tylko się kryguję i choć udaję speszonego tak naprawdę biada każdemu, kto mojej wielkości nie uzna, kto nie okaże należnego szacunku i czci?  Co będzie, gdy Chrystus przyjdzie powtórnie: okażę się zdrowym ziarnem czy może jednak tylko plewą? Wydaje mi się, że zachowuję się przyzwoicie, ale czy to nie kwestia zbyt szerokiego sumienia? Ilu ludzi skrzywdziłem? Choćby zaniedbaniem. Czy mogę spać spokojnie?

Kończę. Czas nagli. Obiecałem pomóc. Za chwilę zamknę komputer i pojadę... No właśnie. Może skoro potrzeby bliźnich nie są mi obojętne, to jest to znak, że moją przyzwoitością nie jest najgorzej? Może to faktycznie wystarczy? Obyś miał rację Janie.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg