Jesień. I koniec

Każda misja ma swój kres. Gdy nadchodzi, trzeba umieć to zaakceptować.

Czwarty odcinek adwentowego minicyklu "Siedząc przy Janie".

Chyba nie mam już sił na bieg. Niby muszę, bo inaczej wszystko ucieknie. Ale chyba już długo nie dam rady. Życie niebawem mnie przegoni i zostawi daleko w tyle. Najpierw po prostu będzie biegło trochę szybciej ode mnie. Ja będę łudził się  nadzieją, że jeśli tylko trochę się sprężę i przyspieszę, to dam radę.  Szybko pewnie ją stracę, ale będę się pocieszał, że biegnąc swoim, coraz słabszym tempem, jakoś w tym wyścigu się utrzymam. Potem przejdę parę kroków – tylko chwilka odpoczynku, powiem sobie  – ale czując bezsens wysiłków w końcu zejdę na bok...

Tak to pewnie będzie. Dlatego przychodzę kolejny raz na spotkanie z Janem. Po raz czwarty. Tym razem z Janem, którego życie przegoniło. Janem, który został z boku. Chcę się przy nim zatrzymać. Posiedzieć blisko. Ponownie ukradkiem zaczerpnąć z jego mądrości. Mądrości człowieka, który spełnił już zwoje zadanie i który chcąc nie chcąc schodzi na drugi, trzeci, czwarty plan. Tak, znów jest przybrzeżna, bujna zieleń nad Jordanem,  w dali złoty piasek pustyni, a nad głową błękitne, bezchmurne  niebo....

Jan ochrzcił już Jezusa. Teraz zaczyna się jego odchodzenie w cień. Dokładniej: usuwanie się w cień. Sam rozumie, że jego czas się kończy. Że trzeba przekazać pałeczkę Temu, którego zapowiadał.

Nazajutrz (Jan) zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».

Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym».

Ja? Cóż ja znaczę? – mówi Jan. Jestem tylko głosem wołającego na pustyni. Jezus z Nazaretu – to jest ten, na którego czekacie. Wiem, bo na Niego wskazał sam Bóg. Ja to widziałem. I choć znałem Jezusa – to przecież mój krewny – to wcześniej nie wiedziałem, że chodzi o Niego. Teraz już wiem. I daję temu świadectwo.

Twoja misja, Janie, się kończy. Nie wiesz co będzie dalej. Choć mimo twoich oporów Mesjasz zażądał, byś Go ochrzcił – wielki to był zaszczyt – teraz jakoś nie wydaje się, byś był Mu jeszcze potrzebny. Żadna propozycja nie pada. Czekasz. Ale się nie obrażasz. Nie unosisz się dumą. Uczciwie, tak jak ci to zlecił Bóg, wskazujesz na Jezusa. I zaczynasz dla Niego tracić.

Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem

To musiało zaboleć. Uczniowie odchodzą. Ale przecież po to przyszedłeś, prawda? Miałeś wskazać Mesjasza. I to zrobiłeś. On jest większy od ciebie. To On poprowadzi dalej Boże dzieło. Nie masz prawa nikogo zatrzymywać przy sobie. Musisz ich oddać Jemu. Tak, człowiek daje dziecku życie po to, żeby kiedyś od niego odeszło. Będzie kochać – taką rodzice mają nadzieję – ale będzie miało swoje życie, swoje sprawy. Nie wolno go zatrzymywać. To byłby egoizm.

Rozumiesz to, Janie, i postępujesz podobnie. Znów wskazujesz, kto jest Mesjaszem. Barankiem Bożym, który zgładzi grzechy świata. Jeden z owych dwóch uczniów, którzy teraz od ciebie odchodzą, zrozumie sens tego tytułu Jezusa, kiedy zobaczy Go, w przeddzień Paschy, wiszącego na krzyżu. Jak paschalnego baranka zabito w Egipcie, by uratować od śmierci pierworodnych, tak ten Baranek ratuje świat przez śmiercią wieczną. Napisze o tym w swojej Ewangelii. Dowie się o tym cały świat. I będzie ci wdzięczny za tę chwilę, w której nie zatrzymałeś tego ucznia przy sobie, ale oddałeś go Jezusowi.

Janie, ty nie wiesz co cię czeka, ale ja już też wiem. Wiem z Ewangelii. Wiem, że faktycznie Jezus nie powoła cię do grona swoich uczniów. Pozostaniesz nad Jordanem i będziesz konsekwentnie wskazywał na Niego. Gwar ucichnie. Tłum nie będzie już się tak do ciebie cisnął. Twoi uczniowie będą nawet o to zazdrośni, ale ty… Ty pozostaniesz wierny swojej misji wskazania prawdziwego Mesjasza. I mężnie przyjmiesz to, że przyszło ci usunąć się w cień.

A powstał spór między uczniami Jana a [pewnym] Żydem w sprawie oczyszczenia. Przyszli więc do Jana i powiedzieli do niego: «Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego». Na to Jan odrzekł: «Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba. Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał.

Niebywała prawość, niesamowita pokora. Niedościgły wzór dla apostołów wszystkich czasów. Zapomnieć o sobie, o swojej chwale. Pamiętać, kto naprawdę jest ważny, kto jest Mesjaszem. Przyjąć to, że koleje losu prowadzą w cień zapomnienia. To nic, to nieważne. Liczy się On, nie ja. On ma wzrastać. Ja mogę dla ludzi znaczyć coraz mniej. Trudno.

………….

Ciągle świeci słońce, ciągle niebo jest błękitne, ciągle w dali widać złote piaski pustyni, a wokół bujna zieleń Jordanu. Tylko Jan znika. Aresztowany przez Heroda. Z więzienia pośle jeszcze przez uczniów pytanie do Jezusa. „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. I usłyszy odpowiedź.

„Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Tak, Jan może już być spokojny. Jezus to wypełniający obietnice proroków Mesjasz. Co pozostało Chrzcicielowi? Niestety, tylko to więzienie i strasznie głupia, spowodowana królewskim kaprysem śmierć. Bo się mu naraził mówiąc, że nie może mieć za żonę kobiety, która była i w sumie ciągle jest żoną jego brata. Wobec wielkości posłannictwa Jana – drobiazg. Ale tego drobiazgu Herodiada mu nie wybaczyła. A Herod, choć przecież trochę Janem oczarowany, ale strasznie czuły na punkcie swojego pseudohonoru, przed jej zemstą go nie obronił.

Czas ruszać w drogę. Odejść znad Jordanu i zanurzyć się na powrót w wirze życia. Wszak niebawem święta, do załatwienia jeszcze tyle spraw. Wracam uspokojony. I bogatszy o skarb stylu Jana. „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”.  „Oto Baranek Boży”. Tak, na bieg przez życie sił już trochę brakuje. Ale przecież nie o to chodzi, by ciągle być w formie, ciągle na  szczycie. Ważne, że starcza sił, by podnieść rękę i wskazać na Jezusa. Ja, moje „ja” – to przecież nieistotne.

Cóż… Moim przeznaczeniem, zanim przejdę do domu Ojca, jest cień. Nie ma co udawać, że jest inaczej. Trzeba, jak Jan, to zaakceptować. Bo przecież nie o moją chwałę tu chodzi, ale o to, by inni dzięki mnie mogli spotkać Jezusa.

 

Pozostałe teksty cyklu:

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama