Profesor zarzuca politykom bezmyślne używanie cytatów z Biblii. I postuluje próbę faktycznego zastosowania nauki tej księgi w polityce.
Esau McCaulley, profesor Nowego Testamentu na protestanckiej uczelni Wheaton College w stanie Illinois, zarzucił politykom amerykańskim, iż w swych wypowiedziach politycznych odwołują się do Pisma Świętego „bez głębszego sensu”. W odpowiedzi na ataki terrorystyczne na ogół twierdzą oni, że „nie przebaczymy”. Ostatnio tak zareagował prezydent Joe Biden po zamachu na lotnisku w Kabulu 26 sierpnia, w którym zginęło 13 żołnierzy amerykańskich i 60 Afgańczyków. I zarówno on, jak i inni politycy lubią „wymachiwać Biblią i cytować ją”. Swe poglądy na ten temat naukowiec przedstawił na łamach „New York Timesa” 19 września.
W odpowiedzi na atak terrorystyczny w Kabulu Biden przytoczył słowa z Księgi Izajasza (6, 8), w których Bóg zadaje prorokowi pytanie retoryczne: „Kogo mam posłać?”. Prezydent, nie zastanawiając się zbytnio nad znaczeniem tych słów, odniósł je od razu do „gotowości żołnierzy amerykańskich, aby pomścić ten akt terroru”.
Tymczasem – według biblisty – „fragment ten nie ma nic wspólnego ze służbą wojskowych, którzy pragną walczyć za Amerykę. Dotyczy on bowiem Boga, który wysyła proroka, aby w Jego imieniu zaczął przemawiać do ludzi”. Księga Izajasza mówi następnie o królu, który właśnie zakończył wszystkie wojny. Przybycie tego władcy, nazwanego Księciem Pokoju, doprowadzi do tego, że «lew zamieszka między barankami» (Iz 11, 6-9). Dla chrześcijan tym królem jest Jezus, który nie zabijał swoich nieprzyjaciół, ale modlił się za nich, gdy umierał: ”Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” – zauważył E. McCaulley.
Analizując dzieje kościelnej refleksji nad wojnami, zwrócił uwagę, że tak jak powstała koncepcja wojny sprawiedliwej, która niekiedy była smutną koniecznością, tak równolegle do niej rozwijał się nurt pacyfistyczny, który odrzucał przemoc. Biblista oświadczył, że nie zamierza porównywać argumentów za i przeciw tym koncepcjom, wskazał jedynie, że „w naszym instynkcie narodowym przemoc jest jednak bardziej widoczna niż przebaczanie. Gniew i pragnienie zemsty nieraz niczym rak przerzucały się na nas, a nasze pragnienie sprawiedliwości łatwo przeradzało się w nienawiść, chłód a nawet zemstę w stosunku do ludzi rasowo lub religijnie innych niż my. Nasze spojrzenie na obcokrajowców stawało się wówczas wykrzywione, gdyż jawili się oni nam jako zagrożenie”.
Profesor postuluje więc nowy rodzaj „polityki przebaczania”. „W ciągu swojego życia słuchałem wielu prezydentów, zarówno republikanów, jak i demokratów, którzy obiecywali «śmierć wrogom». Widzieliśmy później aż nadto, jakie owoce przynosi ta polityka zemsty. Tymczasem nie było nam dane jeszcze przetestować «nowej polityki przebaczenia»” – napisał McCaulley.
Zauważył, iż „Amerykanie prawdopodobnie sądzą, że miłość i przebaczanie prowadzą do pozbawienia samych siebie należnych nam praw. Boimy się «naiwnego pacyfizmu». Jednakże jest to zarazem jakieś zaprzepaszczenie innych możliwości. Nasza potęga polityczna i wojskowa jest na tyle wielka, że nie musimy przebaczać swoim wrogom, ale może być ona jeszcze większa, jeśli spróbujemy tak uczynić, tzn. przebaczyć im” – zachęcił autor.
Pogląd o tym, że miłość i przebaczenie są strategią jedynie słabych, wynika z nieznajomości Biblii i pomija rewolucyjny aspekt chrześcijańskiej odpowiedzi na zło. Nasza wiara uczy bowiem, że Bóg, który jest Wszechmocny, wybrał słabość, bezbronność i miłość jako środki do przemiany świata. Jeśli nasi przywódcy chcą wzywać Jego imienia, to powinni poważnie potraktować to biblijne przesłanie. Cytując teksty biblijne można poczuć się dobrze, ale nie zwalnia to nas od znalezienia jakiejś lepszej drogi (którą te teksty pokazują)” – zakończył swe rozważania protestancki biblista.