Garść uwag do czytań Wtorku Wielkanocnego z cyklu „Biblijne konteksty”.
3. Warto zauważyć
Przepiękna scena. Wielu dopatruje się w niej dowodu na zakochanie się Marii Magdaleny w Jezusie Czy tak było? Może. Na pewno bardzo ją śmierć Jezusa bolała... Niesamowite, jak w tej scenie w jednej chwili płacz żalu zamienia się w wybuch radości. Niedowierzającej pewnie, być może szczypiącej się w policzek, żeby sprawdzić, czy to nie sen, ale radości.... To spotkanie było zwrotem. Wszystko odtąd się zmieniło.
Zaskakuje przede wszystkim, że Maria widząc aniołów nie przestraszyła się, nie zdziwiła, ale rozmawia z nimi tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. „Zabrano Pana mojego i nie wiem, gdzie Go położono”. Chyba nie zaraz zorientowała się, że to aniołowie. Myślała może, że to jacyś pracownicy ogrodu, może ktoś przysłany od arcykapłanów czy Piłata. Chyba dopiero potem odkryła, że to aniołowie...
Także Jezusa nie zaraz poznaje. Widać nie przyjrzała się za bardzo tej postaci, która ją pytała. To zrozumiałe, była pogrążona w bólu. Zresztą i głosu w pierwszej chwili nie poznała. Dopiero gdy Jezus zwrócił się do niej po imieniu...
Potem jest radość: okrzyk Rabbuni, Nauczycielu! A potem musiał być jakiś kontakt fizyczny, być morze rzucenie się Jezusowi do nóg, obejmowanie Go... Raczej nie na szyję, skoro zwraca się do Niego nie po imieniu, ale z wielkim szacunkiem, tytułując Go....
A potem są te zastanawiające słowa Jezusa: "nie zatrzymuj mnie", w innych tłumaczeniach, za Wulgatą, "nie dotykaj mnie"..., bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca. Różnie to jest przez biblistów wyjaśniane. Chyba najsensowniej byłoby przyjąć, że Maria z radości zachowywała się trochę jak szalona i nie chciała Jezusa puścić. W sumie to byłoby zrozumiałe: zobaczyć, że zabity żyje musiało być niesamowitym doświadczeniem. Być może Maria w tym przypływie radości obawiała się, że jak Jezusa puści, to On zniknie; że to tylko przywidzenie, a ona chciała zachować je jak najdłużej. A Jezus nie chciał tego spotkania przedłużać, chciał jej zlecić ważną misję: miała pójść do uczniów i oznajmić im, co mają robić. Ostatecznie Maria tę misję wypełniła.
Ciekawe jest też to, co miała powiedzieć: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego". Uderza to jasne rozgraniczenie, że Bóg jest inaczej Bogiem dla Niego, inaczej dla Jego uczniów; i podobnie inaczej Ojcem dla Niego, inaczej dla Jego uczniów. To chyba podkreślenie, że nie jest tylko człowiekiem, że jest też Bogiem i z Ojcem łączą go inne niż ludzi relacje.
Warto zauważyć też, że Jan nie pisze, jakoby Jezus kazał uczniom pójść do Galilei. Nic nie mówi gdzie mieliby pójść i co robić. Nawet nie zapowiada, że się z nimi spotka. Mówi, że to jeszcze nie koniec; że jeszcze wstąpi do Ojca. Czy to ważne? Słusznie świętując Zmartwychwstanie chyba czasem nie doceniamy tego święta, które obchodzimy czterdzieści dni później. Tej intronizacji Jezusa, który ogłoszony zostaje Panem i Mesjaszem. Warto pamiętać, że to święto nie jest tylko dodatkiem do historii o pokonaniu przez Jezusa śmierci, ale ważnym teologicznym dopełnieniem historii zmartwychwstania. Tak jak to tłumaczył to Piotr w dniu Zesłania Ducha Świętego. Ukazuje jego znaczenie i konsekwencje.
4. W praktyce
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |