Proroctwa mesjańskie nie stanowią źródła, lecz raczej są potwierdzeniem, że to, „czego dotykali i co widzieli", zostało zapowiedziane przez Słowo Boże.
Z tego więc, co wiemy, rzeczywiście można wnosić, że głoszenie zmartwychwstania wcale nie zajmowało centralnego miejsca w przepowiadaniu Nazarejczyka. Było to w każdym razie słyszane przez uczniów jako raczej coś marginalnego, wyrażonego jak gdyby przypadkowo. Zatem dla tego, kto zaprzecza szokowi zjawień się, temu, kto wyklucza rzeczywistość szokującego faktu przeżytego przez apostołów i uczniów, zawsze jest bardzo trudno odpowiedzieć na pytania: “Jak to, co nie było ani przepowiedziane, ani oczekiwane, ani ogłoszone przez samego Nauczyciela w sposób jasny i częsty, staje się podstawą wiary? Jak to, co było obrzeżem, przesuwa się do centrum?"
Ale są tacy, to naturalne, którzy nie kapitulują: „To prawda, proroctwa nie zapowiadały go, przynajmniej w taki sposób, w jaki były rozumiane przez Izraela tamtej epoki. Ale, jakkolwiek miały się sprawy, jest pewne, że w oczach tamtych uczniów ten Nauczyciel był kimś zbyt wielkim, aby mogli pogodzić się ze świadomością, iż umarł na zawsze; i to w tak bardzo haniebny sposób. Ci ludzie byli niejako zmuszeni do ogłoszenia Go zmartwychwstałym".
Także to wydaje się logiczne. Ale to również nie jest prawdziwe.
Dla stworzenia suplementu o przeżyciu i o chwale do przegranego życia Jezusa z Nazaretu nie było bynajmniej konieczne przypisywanie Mu owego zmartwychwstania. Wspólnota Żydów wizjonerów myślałaby chyba o niewidzialnym wyniesieniu, w Niebie, i o eschatologicznym powrocie, w niedługim czasie, swojego mesjańskiego bohatera. Marek 14,61 n.: „Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: 'Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?' Jezus odpowiedział: 'Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmogącego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi' ".
To oczekiwanie powrotu - tak typowo żydowskie, i uroczyście wyrażone przez samego Jezusa w decydującej chwili - w mocy i chwale, nie potrzebowało żadnego zmartwychwstania umieszczonego między Golgotą i Dniem Ostatecznym, między grobem i czasem eschatologicznym.
Nie, nie było konieczne ogłaszanie takiego „antycypowanego" zmartwychwstania, które na dodatek trzeba było tłumaczyć (i to z jakim trudem!) jak gdyby było zapowiedziane w Pismach. Pierwotna wspólnota posługiwała się proroctwami dla obrony wiadomości, która wydawała się nie do obrony, ponieważ (w opinii każdego Żyda) nie została ona przepowiedziana. Trzeba było usiłować udowodnić, że fakt Paschy (ten fakt, który, jakąkolwiek drogę się wypróbuje, ukazuje się na początku wszystkiego) został przewidziany przez starożytne Pisma.
Quod non est in Libro, non est in vita, mogło by stanowić motto całego ludu zorganizowanego wokół Słowa Bożego zawartego w Pismach: to, co nie jest w niej, w Księdze przez antonomazję, Biblii, nie istnieje, nie może istnieć. A jednak Zmartwychwstanie dokonało się, zjawienia się nie były złudzeniem, pomyłka była niemożliwa: „Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni...". Tak precyzują to Dzieje Apostolskie (1,3).
A więc trzeba było szukać w Prawie i Prorokach, aby skapitulować wobec wydarzenia i nadać mu sens. To było udręką rodzącego się Kościoła. Ależ tak, akurat coś przeciwnego temu, w co wielu chciałoby, abyśmy uwierzyli.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |