publikacja 24.06.2015 05:26
Przez sam środek podwórza uciekała wystraszona młoda kobieta, przyciskając do piersi owinięte w pieluszki niemowlę. Tuż za przerażoną matką biegło małżeństwo w podeszłym wieku.
- Co ty robisz, Gedeonie, zobaczą nas! - stanowczo upomnieli go pozostali.
Ryk uprowadzanych krów, beczenie owiec, porykiwanie osłów dochodziło praktycznie z każdego zakątka wsi. Rabusie wyciągali z zabudowań worki i skrzynie z zapasami, wrzucając je na zagrabione wozy.
Wzrok ukrytych w skałach mężczyzn przeniósł się na widniejący w oddali rynek. W jego centrum można było dostrzec skalisty pagórek, na którym wznosił się wysoki słup. Właśnie w to miejsce napastnicy przywlekli pojmanych mieszkańców Ofra.
- Biedacy, nie zdążyli uciec. Stłoczyli ich wokół świętego ołtarza i aszery – rzekł jeden z mężczyzn.
- Co oni z nimi zrobią? - głośno zastanawiał się inny.
- Patrzcie - kontynuował ów pierwszy. - Chłoszczą naszych batami. Ci dranie pomęczą ich, a potem wezmą wszystkich w niewolę.
- Baalu, ratuj nas! Pomóż nam, bo zginiemy! – biadolił człowiek klęczący za skałą.
- Zamilknij się, głupcze! - doskoczył do niego wciąż zdenerwowany Gedeon. Powalił towarzysza niedoli na ziemię i zaczął szarpać nim wściekle. - Już nie mogę słuchać tych bredni! Baal cię nie słyszy! Nie ma żadnego Baala! Dlatego właśnie nam nie pomaga! - wrzeszczał. Natychmiast rzuciło się na niego kilku innych wystraszonych uciekinierów. Zatkali mu usta i powalili go na ziemię.
- Przestań krzyczeć, Gedeonie, i nie bluźnij przeciw Baalowi! Oszalałeś? Sprowadzisz na nas jeszcze większe nieszczęście - upominali go oburzeni mężczyźni.
- Zostawcie waszego brata w spokoju. Puśćcie go natychmiast! – odezwał się ich ojciec, Joasz, stary, siwy mężczyzna, który milczał aż do tej pory. Na jego słowa natychmiast puszczono Gedeona.
- Nasz brat zbluźnił. Twój najmłodszy syn zgrzeszył, ojcze. Obraził wielkiego Baala – zauważył jeden z tych, którzy przed chwilą obezwładnili Gedeona.
- Według zwyczaju powinien umrzeć za te słowa – dodał drugi.
- Nie czas teraz, aby kłócić się o Baala! - Joasz przywołał synów do porządku.
- Ojcze, co ty mówisz? - zareagował jeden z zaskoczonych braci, przewiercając wręcz starego mężczyznę bystrym, przenikliwym spojrzeniem. - Przecież to ty postawiłeś ołtarz Baalowi! Jako starszy miasta uczyłeś nas zaufania do niego, a teraz puszczasz płazem to bluźnierstwo? Któż inny nas uratuje przed Madianitami, jak nie Baal?
- To wy jesteście podłymi bluźniercami! - zdenerwowany Gedeon nie zamierzał wcale uspokajać sytuacji. - Obrażacie prawdziwego Boga!
- Ten twój rzekomo prawdziwy Bóg pierwszy nas opuścił, bracie - argumentował mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu.
- To jest żałosna wymówka dla waszego tchórzostwa! - Gedeon nie poddawał się. - Powinniśmy bronić naszych domów, a uciekamy jak szczury! Wiecie dlaczego tak się dzieje? Bo ten wasz Baal nie potrafi dodać nam siły i odwagi! On nie umie nas obronić!
- Zamilcz, bracie, dopóki nie jest za późno! - mitygował go inny z braci, jednak Gedeon nie zamierzał powstrzymywać swego gniewu.
- Żaden Baal nie istnieje, a ten słup i ołtarz tam na dole wcale nie są święte! Wybacz mi, ojcze, ale tam nie ma żadnej mocy! Który to już raz ci przeklęci Madianici nas grabią, a Baal nie bierze nas w obronę?
- To idź razem z tym twoim prawdziwym Bogiem i przegnaj Madianitów! Pokaż nam jak to się robi, przemądrzały bluźnierco! - zawołał mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu. Pozostali znacząco wpatrywali się w najmłodszego brata.
W odpowiedzi oczy Gedeona zapłonęły jeszcze większym gniewem. W końcu nie wytrzymał i ruszył gwałtownie w kierunku ścieżki wiodącej w dół. W tym momencie ojciec zastąpił mu drogę.
- Na wszystkich bogów! Synu, co ty robisz? Zwariowałeś? - zaskoczony Joasz chwycił Gedeona mocno za ramię.
- Puść go, ojcze! Niech szalone czyny idą za jego pustymi słowami! - zawołał któryś z braci.
Nagle z jaskini wybiegła żona Gedeona, nadal tuląca niemowlę. Dziecko znów zaczęło płakać. Kobieta, która podsłuchiwała kłótnię, teraz zdecydowała się powstrzymać rozgniewanego męża od zgubnego szaleństwa. Ten jednak stanowczym szarpnięciem wyrwał się z uścisku ojca i pognał jak szalony zboczem w dół. Przestraszona kobieta zawołała rozpaczliwie:
- Gedeonie! - Jednak mężczyzna zbiegał coraz szybciej, nie oglądając się za siebie.
- Gedeonie! Nie zostawiaj nas! Oni cię zabiją! - krzyknęła bezradna kobieta, patrząc z niedowierzaniem na oddalającego się męża. Po chwili na szczycie góry rozbrzmiewał już tylko płacz maleńkiego dziecka...
***
Powyższy tekst jest fragmentem powieści "Gedeon" autorstwa Roberta Kościuszko. Na stronie wydawnictwa www.kosciuszko.eu można pozyskać książkę wraz z dedykacją autora.