Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Kiedy to było? Wczoraj? Nie. Z jakieś trzydzieści lat temu. Niemożliwe, jak ten czas szybko upływa.
Po mozolnej wędrówce wreszcie dotarliśmy. Siedliśmy nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, u stóp poprzetykanej wielkimi trawnikami, wschodniej ściany Kościelca. Z gór ciągnęło chłodem, ale słońce grzało mocno. Córka znajomych zdjęła buty i moczyła stopy w lodowatej wodzie. Chłopcy porozsiadali się na brzegu. Ich mama z moją żoną prowadziły ożywioną konwersację, przerywaną co chwila koniecznością jakiejś interwencji w sprawy dzieci. A ja całym sobą chłonąłem widok tak dobrze mi znanej okolicy. Ścieżka wzdłuż jeziora z dudniącymi pod nogami turystów kamiennymi płytami. Nad nią Żółta Turnia, Wierch pod Fajki. Potem wyraźnie zarysowane środkowe i prawe żebro zachodniej ściany Skrajnego Granata z rozdzielającym je żlebem Bracha. Dalej opadający z przełęczy między Granatami i kończący się pionowymi zerwami Żleb Drege`a. Żleb Staniszewskiego, Filar Staszla… Potem Mur Koziego z Filarem Leporowskiego, bańbuła Zamarłej Turni z charakterystyczną skałką na prawym skraju, Mały Kozi… Dalej widzieć nie musiałem. Oczyma wyobraźni i tak widziałem: długi, wyprowadzający na Zawrat żleb, Zawratowa Turnia, Mylna Przełęcz… Było koło czternastej. Właściwie spokojnie można było wyskoczyć jeszcze na Kościelec. Choćby samemu.
Czarne, napływające z zachodu chmury były tylko wymówką. Nie chciało mi się. Bo przecież trzeba wejść, zejść, a potem jeszcze przebyć długą drogę na Brzeziny. Połamane i powykręcane kiedyś nogi dziś po takich „wyczynach” zwyczajnie bolą. Dwadzieścia pięć lat temu, gdy pierwszy raz stanąłem nad Czarnym Stawem, było zupełnie inaczej. Po nieprzespanej nocy w pociągu i wyjściu z ciężkim plecakiem na Halę zdążyłem jeszcze mimo deszczu wejść na Kościelec, a potem zejść do Księżówki, by jeszcze raz, z przygniatającym ciężarem wrócić do Murowańca. Nie było mowy o bolących nogach. Taka jest młodość. A teraz.... Rozumiem Koheleta – sam radziłbym młodym tak samo – gdy pisze:
Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej,
a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej.
I chodź drogami serca swego
i za tym, co oczy twe pociąga;
lecz wiedz, że z tego wszystkiego
będzie cię sądził Bóg!
Więc usuń przygnębienie ze swego serca
i oddal ból od twego ciała,
bo młodość jak zorza poranna szybko przemija.
Ciesz się. Tylko pamiętaj, że kiedyś czeka cię sąd. Więc nie rób niczego, czego w ten dzień musiałbyś się wstydzić. Ale poza tym upajaj się życiem. Póki możesz. Zanim pewnego dnia odkryjesz, że jesteś już stary. I że pozostało ci tylko pocieszanie się, że jesteś młody duchem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |