Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Kogoś, kto z Nim po prostu będzie; kto będzie z Nim zaczynał i kończył każdy dzień; kto się Go nie zaprze, kiedy tak będzie wygodniej...
„Dlaczego mnie zostawiłeś?”. Maria Magdalena niemal krzyczy do mężczyzny przybitego do drzewa hańby, kiedy Ten wydał ostatnie tchnienie (por. J 19,30). „On nie mógł umrzeć” – myśli kobieta, patrząc na bezwładne ciało Nauczyciela. „Proszę nie umieraj. Błagam, nie umrzyj nigdy” – oto co mówi szeptem skulona na Golgocie, w czasie, gdy nad światem zapadają ciemności (por. Łk 23,44).
Ilu z nas w swoim życiu straciło osoby, na których im zależało? Ilu z nas po ich śmierci nie wyobrażało sobie bez nich życia? Kiedy odchodzi człowiek, który towarzyszył nam niemal od zawsze; człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczamy, mamy wrażenie, że po jego śmierci zagubimy się w ciemności, bo nie będzie osoby, która wskaże nam drogę do celu (por. J 8,12); będziemy potykali się o przeszkody, bo nie ma tego, który nas przed nimi ochraniał (por. Łk 15,4-6). Widziałam ludzi żyjących bez Boga. Rozmawiałam z tymi, którzy z różnych powodów stracili wiarę. Miałam do czynienia z osobami samotnymi, których serca od bardzo dawna były zamknięte przed Chrystusem (por. Ap 3,20). I mimo, iż oni wszyscy sprawiali wrażenie ludzi zadowolonych z życia, przy bliższym poznaniu okazywało się, że były to jedynie pozory…
Jezus umarł (por. Mk 15,37). Ten, który oddał życie z miłości do wszystkich ludzi; ten, który kocha każdego i każdą z nas bez względu na czy jesteś dyrektorem, czy sprzątaczką; nauczycielką, czy elektrykiem; osobą, która zrywa się do pracy niemal ze wschodem słońca, czy człowiekiem, który od dawna pozostaje bez pracy.
W godzinie śmierci Maria Magdalena nie opuściła Chrystusa (por. Mt 27,56); nie pozwoliła, by ogarnęły ją wątpliwości; nie wyparła się pozornie przegranego Mistrza (por. Mt 27,42). W przeciwieństwie do Jego uczniów, którzy posnęli na Górze Oliwnej (por. Mt 26,40), jej serce nieustannie czuwało (por. Pnp 5,2). Nie zdziwiłabym się gdyby była obecna również wtedy, gdy córki jerozolimskie intonowały pieśni żałobne i zalewały się łzami (por. Łk 23,27-28); kiedy tłum krzyczał: „Na krzyż z nim” (Mt 27,22). Obecność jest nieraz jedynym, co możemy ofiarować człowiekowi w ostatnich chwilach jego życia.
Na krzyżu Jezus mówił krótkimi, urywanymi zdaniami i mimo obecności Marii Magdaleny, On ani razu nie zwrócił się bezpośrednio do niej (por. J 19,25). Matka Jezusa zastygła w bezruchu, na żywej ranie swego serca jakim w tych dniach stała się Golgota. Jako młoda dziewczyna przyjęła słowa anioła (por. Łk 1,30-33; por. Łk 1,38), jako dorosła kobieta trwa podtrzymywana przez umiłowanego ucznia Swego Syna (por. J 19,26).
Nad światem zapadła ciemność. Krwawe widowisko wreszcie dobiegło końca i można ze spokojem wrócić do codziennych zajęć. Tylko jeden z żołnierzy ze zrozumieniem kręcił głową (por. Mk 15,39). Na Golgocie w całkowitym milczeniu pozostało zaledwie kilka osób (por. Mk 15,40-41). Martwe Ciało zostało zdjęte z krzyża i złożone w grobie Józefa z Arymatei (por. Mk 15,42-46). To koniec…
Pamiętam słowa św. Franciszka z Asyżu, który bardzo trafnie pisał o tamtej chwili: „To nie złe duchy ukrzyżowały Chrystusa, lecz to ty wraz z nimi Go ukrzyżowałeś i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach i grzechach”. Nie, to nie był koniec. Owszem Chrystus został ukrzyżowany, umarł, ale zmartwychwstał (por. Mk 16,9). I od tamtej pory nieustannie szuka kogoś, kto z Nim po prostu będzie; kto będzie z Nim zaczynał i kończył każdy dzień; kto się Go nie zaprze, kiedy tak będzie wygodniej (por. Mk 14,72); kto zostawi Mu swoje słabości, bo one nie decydują o tym kim jesteś w oczach Boga, bo przecież moc w słabości się doskonali (por. 2 Kor 12,9), a człowiek naprawdę może wszystko w Tym, który go umacnia (por. Flp 4,13). Jezus nieustannie szuka kogoś, kto będzie gotów być z Nim również pod krzyżem…