Dom to nie tylko budynek. Dom to moja rodzina, historia, dziedzictwo, wspólnota miłości, ale także „miejsce” cierpienia, samotności, zranień, obciążeń
1. Jezus wchodzi do domu Szymona. Warto zatrzymać się przy słowie „dom”. Dom to nie tylko budynek. Dom to moja rodzina, historia, dziedzictwo, wspólnota miłości, ale także „miejsce” cierpienia, samotności, zranień, obciążeń. Jezus wchodzi do domu Szymona, pierwszego ucznia. To znaczy, że chce wejść także do mojego domu. Chce uzdrowić to, co w tym domu wymaga Jego leczącej łaski. O uzdrowienie wołają choroby ciała i choroby ducha. Jezus pomaga opanować rozgorączkowanie, które każdemu się nieraz udziela. Chce pochylić się nad leżącymi. Leżącymi dosłownie z powodu choroby i leżącymi z powodu grzechu, nałogu, braku nadziei itd. Każdy z nas jest trochę jak ślimak. Niesie ze sobą dom, z którego wyszedł. Dziedziczymy geny, zdolności, cechy charakteru, ale także obciążenia, skłonności np. do alkoholu itd. Jezus chce wejść w to wszystko i uzdrowić.
2. „Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto zebrało się u drzwi”. Małe wyjaśnienie „techniczne”. Dlaczego po zachodzie słońca? Bo tego dnia był szabat, który zakazywał zbędnego ruchu. W tym zdaniu zatrzymajmy się przy wyrażeniu „całe miasto”. Najpierw jest jeden uzdrowiony dom, a potem już „całe miasto”. Nie jest napisane, że Jezus uzdrowił całe miasto, ale że uleczył wielu. Ważny jest tu aspekt promieniowania Jego miłości, Jego zbawczej łaski. Nie tylko nasze domy potrzebują Jezusa, potrzebują Go także nasze miasta pełne gorączkowej gonitwy za pracą, sukcesem, obowiązkami.
3. „Nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały”. Dlaczego tak? Źródłem wiedzy o Jezusie nie mogą być wycia demonów, nawet jeśli mówią prawdę. Źródłem wiedzy o Jezusie nie może być jakaś tania sensacja, chwilowa fascynacja pod wpływem cudu. Jezusa można poznać, tylko idąc za Nim, czyli budując więź i naśladując Go. Ten zakaz łączy się z dalszą częścią dzisiejszej perykopy. Kiedy Piotr rozgorączkowany woła do Jezusa: „Wszyscy Cię szukają”, Pan zachowuje dystans wobec tego szukania. Bo Piotr i mieszkańcy jego miasta nie chcą iść za Jezusem, ale chcą Go zatrzymać u siebie. A Jezus nie przychodzi po to, aby zapewnić nam dobrostan, komfortowe życie. Owszem, On leczy nas po to, abyśmy jak teściowa Szymona umieli służyć. Abyśmy umieli wyruszyć w drogę za Jezusem, zostawiając to, co swoje. Szukając tego, co Jego.
4. „Nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił”. Warto zatrzymać się nad tym zdaniem. Żydzi nie mieli zwyczaju modlitwy przed świtem. Jest więc tu coś oryginalnie Jezusowego. On sam wychodzi z domu i z Kafarnaum, gdy inni jeszcze śpią. Zanim pójdzie w świat służyć dalej ludziom, idzie się modlić, staje wobec Ojca. Ważna podpowiedź dla nas: siłę do dalszej drogi, do „pójścia gdzie indziej” (cokolwiek to oznacza w naszym przypadku) daje Bóg. W przestrzeni tej miłości można odnaleźć światło, by zrobić kolejny krok. Opuścić znane i pójść w nieznane. Widząc tylko poranione plecy Jezusa.