A potem został wzięty do nieba – tak opisuje ziemski finał życia Jezusa autor Dziejów Apostolskich.
I dodaje: „Uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu”. Jezus wyłonił się z grobu i otoczony chwałą zabiera swoje – i nasze – człowieczeństwo do domu Ojca. Nic Go już nie zdoła zatrzymać w tym wznoszeniu się ku górze. Na sobie samym pokazał sens uniżenia aż po śmierć – „kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8,35).
Jezus pozostał wśród swoich przez 40 dni, a w Biblii okres 40 dni oznacza czas święty. To czas nasycania świętością. To, co wydawało się finałem, dla nas, uczniów Zmartwychwstałego, będzie początkiem. Musimy tylko zostać zanurzeni w Duchu Świętym (bo takie jest biblijne znaczenie chrztu), aby nauczyć się nowej postawy, jedynej adekwatnej dla odkupionego człowieka, postawy oczekującego uwielbienia. Bowiem „dokąd uprzedziła nas chwała Głowy, tam i całe ciało może mieć nadzieję dotarcia” (św. Leon Wielki).
Każda rozłąka jest zerwaniem i rozdarciem. Przy porwaniu Eliasza jego uczeń Elizeusz dosłownie się na nim uwiesił. A w chwili, gdy Eliasz wstępował do nieba, Elizeusz wołał wielokrotnie: „Ojcze mój! Ojcze mój!”, aż stracił go z oczu.
Również uczniowie Zmartwychwstałego podążają za Nim wzrokiem. Ich oczy musiały się oderwać od Tego, którego chcieli mieć fizycznie na własność. Lecz wcale nie muszą odrywać się od Tego, który pozostał w ich sercach pod postacią nadziei chwały. To tłumaczy, dlaczego w pierwszych wiekach chrześcijanie przyjmowali na modlitwie postawę stojącą, z rękoma wyciągniętymi w górę i otwartymi dłońmi. Tę postawę znamy z licznych malowideł. Taka postawa ciała dobrze wyraża duchową tęsknotę za Boskim Oblubieńcem, który nas wyprzedził do nieba i pociąga w drodze ku Sobie.
Pewnego razu, podczas zwiedzania domu-muzeum Władysława Hasiora w Zakopanem, przyciągnęła moją uwagę praca artysty zatytułowana „Wniebowstąpienie”. Do podłogi były przyklejone rozdeptane buty, rozsznurowane i otwarte, jakby ktoś właśnie został z nich wyrwany ruchem w górę. Tyle z nas powinno zostać, o ile będziemy uzbrojeni w wyrzutnię zwaną nadzieją. Najbardziej chrześcijańskie uczucie można oddać westchnieniem: „Niech przyjdzie Twa łaska i niech przeminie ten świat! Maranatha!”.